Niedawno pracowała jako kelnerka. Dziś jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w świecie polityki. Jej drogę można określić jako ucieleśnienie „amerykańskiego snu”. Choć sama AOC – jak nazywają ją sympatycy – chyba nie wierzy w jego istnienie
„Jeszcze w poniedziałek nie znałem twojego nazwiska” – wyznał Alexandrii Ocasio-Cortez Stephen Colbert, gospodarz popularnego talk-show w stacji CBS. O przyszłej amerykańskiej polityk nie mówiło się wiele poza okręgiem wyborczym – przynajmniej przed sensacyjnym zwycięstwem, które zapewniło jej zaproszenie do The Late Show. Wcześniej w nowojorskim Bronskie przygotowywała się na walkę w demokratycznych prawyborach przed starciem o miejsce w Izbie Reprezentantów. I szykowała małą rewolucję.
„Polityczna rakieta” z Bronksu
Jej rywalem był Joe Crowley, polityk z 20-letnim doświadczeniem w federalnej polityce. Trzy miesiące przed głosowaniem sondażownie uznawały go za wyraźnego faworyta – miał 36 proc. przewagi nad swoja oponentką. Ocasio-Cortez odrobiła jednak stratę z nawiązką, wyprzedzając politycznego weterana o prawie 15 punktów procentowych. Wtedy zaczęły się o niej rozpisywać dzienniki, zyskała także poparcie ważnych osobistości swojej partii, w tym Bernie’ego Sandersa i Baracka Obamy.
W listopadzie 2018 roku zmierzyła się z kandydatem Republikanów w ostatecznym boju o Kongres. Anthony Pappas nie prowadził aktywnej kampanii, bo dystrykcie wyborczym zdominowanym przez Demokratów nie miało to większego sensu. Mieszkańcy dzielnic Queens i Bronx nie oddali na niego nawet 20 proc. głosów.
Socjalizm ratunkiem dla biedniejszych
Ocasio-Cortez stała się międzynarodową sensacją, nie tylko ze względu na wiek, portorykańskie pochodzenie czy brak politycznego doświadczenia. Wielu amerykańskich publicystów szokowały poglądy świeżo upieczonej kongresmenki, która w trakcie kampanii określała siebie mianem „demokratycznej socjalistki”. „Wierzę, że w nowoczesnym, bogatym i kierującym się zasadami moralności społeczeństwie, każdy powinien mieć za co żyć” – mówiła w wywiadzie z Colbertem.
Większość pomysłów, które AOC przedstawiła w swojej kampanii nie wywołałaby większego poruszenia w Europie. Inaczej jest jednak za oceanem, gdzie postulaty wolnego od opłat wyższego szkolnictwa, darmowej opieki zdrowotnej, ograniczania dostępu do broni czy powszechnego urlopu macierzyńskiego często budzą zdumienie. Szczególnie wśród Republikanów, którzy obyczajowy konserwatyzm łączą z twardą, wolnorynkową polityką gospodarczą.
Najbardziej zaciekli przeciwnicy oskarżają Ocasio-Cortez o propagowanie komunizmu. Za każdym razem wskazuje w odpowiedzi na kraje Starego Kontynentu. „To pomysły, które z powodzeniem działają w Wielkiej Brytanii, Norwegii czy Finlandii” – tłumaczyła w rozmowie z Andersonem Cooperem z telewizji CNN. AOC nie wierzy w model awansu społecznego „od pucybuta do milionera”. Jak twierdzi, bogaci w amerykańskim społeczeństwie stają się coraz bogatsi, podczas gdy a mniej zamożnym żyje się coraz trudniej.
Młodą polityk najczęściej atakują przedstawiciele amerykańskiej prawicy i sprzyjające im media, w tym telewizja Fox News. W USA zaczęło się mówić nawet o obsesji dziennikarzy tej stacji stacji telewizyjnej na punkcie Ocasio-Cortez. Według analizy dziennika „Washington Post”, tylko w styczniu w najpopularniejszych programach publicystycznych poświęcono jej prawie półtorej godziny czasu antenowego.
Prowadzący zarzucają jej przede wszystkim hipokryzję. Dobrze ubrana, wykształcona na prestiżowym Uniwersytecie Bostońskim i dobrze zarabiająca w Kongresie Ocasio-Cortez nie pasuje do wizerunku trybuna ludowego. „Niestety, wielu kongresmenów bezkrytycznie przyjmuje to, co usłyszy w Fox News” – komentowała AOC w wywiadzie z Sethem Meyersem.
Zbyt radykalna nawet dla „swoich”
Najmłodsza congresswoman nie ma lekko również ze swoimi partyjnymi kolegami i koleżankami. Umiarkowani Demokraci nie zgadzają się z częścią jej pomysłów. Bywa przez nich oskarżana o podkopywanie partyjnej jedności przez budowanie skrajnego, lewicowego frontu w szeregach ugrupowania. Wytykają jej również brak politycznego obycia.
Wielu drażnią jej gwiazdorskie ambicje. „Musi zdecydować – czy chce być skutecznym ustawodawcą, czy kontynuować swoją karierę na Twitterze. Praca aktywisty różni się od bycia prawodawcą” – powiedział anonimowo jeden z Demokratów serwisowi Politico.
Centryści co najmniej sceptycznie podchodzą do krytyki kapitalizmu, z której Ocasio-Cortez uczyniła jeden ze swoich znaków rozpoznawczych. Bogaczy najchętniej obłożyłaby 70-procentowym podatkiem. Amerykanie mieliby go zapłacić od sumy dochodu po przekroczeniu granicy 10 milionów dolarów. Wielu polityków często opiera jednak swoje kampanie na wpłatach majętnych darczyńców i wielkich firm. Sama AOC z takich źródeł nie pozyskała jednak ani centa.
Rewolucjonistka z dobrego domu
Dziennikarze Fox News wypominają Ocasio-Cortez, że sporą część życia spędziła we względnym komforcie, co nie daje jej podstaw do kreowania się na lewicową rewolucjonistkę. I rzeczywiście – jej ojciec był współwłaścicielem dobrze prosperującej pracowni architektonicznej. Sytuacja zmieniła się 11 lat temu. Jej rodzina, jak wiele innych, musiała wtedy zmierzyć się z efektami finansowego kryzysu.
Doszedł do tego również osobisty dramat. Gdy indeksy dołowały, ojciec Alexandrii zmagał się z nowotworem płuc. Zmarł we wrześniu 2008 roku. 18-latka zaczynała wtedy naukę na Uniwersytecie Bostońskim, gdzie rok nauki kosztuje 54 tysiące dolarów. Uzyskała tytuł licencjata ekonomii. W momencie wygranej w wyborach, nadal spłacała kredyt studencki.
Po zakończeniu edukacji nie weszła od razu w świat polityki – i to pomimo doświadczenia zdobytego w biurze senatora Teda Kennedy’ego. Ambicje przegrały z życiem. W 2011 roku Ocasio-Cortez wzięła na siebie dwa etaty. Przez sześć lat pracowała jako barmanka i kelnerka. Jak twierdzi, zarobione pieniądze w dużej części szły na utrzymanie jej matki, która z trudem wiązała koniec z końcem; po śmierci męża pracowała jako kierownicą autobusu i sprzątaczka.
Pracująca po kilkanaście godzin dziennie AOC znajdowała jeszcze siłę na działalność w organizacjach pozarządowych reprezentujących Latynosów. W 2016 roku do CV dopisała pracę przy kampanii Bernie’ego Sandersa, który ubiegał się wtedy o demokratyczną nominację w wyborach prezydenckich. Za bar wróciła raz – na znak protestu wobec niskich płac w gastronomii. „Każda praca powinna być godna” – podkreślała, domagając się podniesienia stawki godzinowej do 15 dolarów.
W swoim biurze w Waszyngtonie płaci nieźle – jego personel może liczyć na minimum 52 tysiące dolarów rocznej wypłaty. Dla krytyków, to dowód na niegospodarność, ale AOC twierdzi, że poniżej tej granicy w Waszyngtonie nie da się przeżyć. Według krytyków to niemal niegospodarność. Sama zainteresowana twierdzi jednak, że to granica, poniżej której w amerykańskiej stolicy nie da się przeżyć.
Ekologiczne państwo dobrobytu
O Donaldzie Trumpie mówi niewiele. „On jest symptomem, a nie problemem samym w sobie” – przekonywała w jednym z programów CNN. Zresztą prezydent też do pewnego momentu zdawał się jej nie zauważać. Do czasu. Na początku lutego Ocasio-Cortez przedłożyła w Izbie Reprezentantów propozycję swojej pierwszej rezolucji zakładającej m. in. odejście od węgla i zastąpienia go energią pochodzącą z odnawialnych źródeł do 2035 roku.
Przy doborze nazwy dla projektu zdobyła się na pewną zuchwałość. Green New Deal (czyli Zielony Nowy Ład) przynosi skojarzenia z Nowym Ładem Franklina Delano Roosevelta, program reform ekonomicznych z czasów wielkiego kryzysu w latach 30. AOC argumentuje, że USA znajdują się dziś w równie trudnej sytuacji, m. in. z powodu nierówności społecznych i nadciągającej katastrofy ekologicznej.
Donald Trump nie przejął się zbytnio alarmującym tonem rezolucji, a co więcej wyśmiał jej projekt jako pomysł „wspaniałej 29-letniej barmanki”, która przez przypadek trafiła do wielkiej polityki. „Myślę, że Demokraci powinni nadal zajmować się Nowym Zielonym Ładem. Likwidacja samolotów, samochodów, krów, ropy, gazu i armii na pewno świetnie wpłynie na nasz tzw. ślad węglowy. Nawet jeśli żadne inne państwo nie zrobiłoby niczego podobnego. Wspaniały pomysł!” – ironizował prezydent na Twitterze.
Podobna krytyka spotkała AOC ze strony republikańskich kongresmenów i konserwatywnych think tanków. Republikańska większość w Senacie storpedowała jednak rezolucję, zarządzając głosowanie nad nią bez uprzedniej dyskusji. Na znak protestu Demokraci wstrzymali się od głosu. Zielony Nowy Ład pokonała jednak przede wszystkim arytmetyka, ponieważ każdy akt prawny musi uzyskać poparcie obu izb Kongresu. Od początku było więc wiadomo, że przy obecnym składzie Senatu i klimacie międzypartyjnego konfliktu jest to niemożliwe.
Pierwsza kobieta-prezydent?
Para zdecydowanie nie poszła jednak w gwizdek, bo Zielony Nowy Ład odbił się szerokim echem poza granicami USA. Podobne propozycje wysunęła przed wyborami do Europarlamentu ekologiczna lewica ze Starego Kontynentu. I z bardzo dobrym skutkiem, co pokazują wyniki Zielonych w wielu krajach UE. Podobne projekty ustaw powstały lub powstają w Kanadzie, Australii i Wielkiej Brytanii. Ocasio-Cortez zapewnia też, że pracuje nad zestawem ustaw, które szczegółowo opiszą sposoby na osiągnięcie celów, które przed Stanami Zjednoczonymi stawia Green New Deal.
Czy będą one miały szanse powodzenia? To wyjaśni się w przyszłym roku. Demokraci mogą przejąć wtedy kontrolę nad kursem amerykańskiej polityki. Amerykanie będą wybierać Izbę Reprezentantów, 1/3 składu Senatu i prezydenta. Przed Ocasio-Cortez jest więc ważna decyzja – będzie mogła ubiegać się o reelekcję do Izby lub wystartować w wyborach do Senatu.
Stanowisko w izbie wyższej Kongresu jest często uważane za bardziej prestiżowe. To to tam zapadają decyzje o nominacjach do Sądu Najwyższego czy umowach międzynarodowych. Jej członkowie mają ostateczny głos w procedurze odwołania prezydenta (impeachment) i powołują komisje do zbadania ważnych spraw publicznych (jak Watergate).
Co ważne, Senat bywa też trampoliną do prezydentury. By kandydować, trzeba skończyć 35 lat. Alexandria-Ocasio Cortez osiągnie taki wiek w 2024 roku – a właśnie wtedy odbędą się kolejne wybory prezydenckie.