Paradoks demokracji liberalnej i praw człowieka polega na tym, że musi zaistnieć fizyczny i symboliczny mur, by europejski porządek mógł przetrwać. Nasza demokracja jest okupiona tysiącami ofiar Morza Śródziemnego i prób sforsowania płotów w hiszpańskich enklawach w Afryce
Patrzę na granicę i wiem, że nie wejdą, bronicie jej dla mojego dobra. Tam jesteśmy my, a tutaj zebrali się oni – mówicie przecież, że są inni i niebezpieczni.
Marie Sinche czeka na tych, którzy odbili się od granicy: przegrali swoją grę, ale my triumfujemy: mówicie, że bronicie mojego domu. Marie liczy i zapisuje dokładnie, ilu zostało pobitych – opisuje ich rany, słucha, jak byli poniżani. Mówią jej o podbitych oczach, złamanych nogach, powykręcanych rękach i napływającej do ust krwi. Nie wszyscy chcą opowiadać, do tego jeszcze kobiecie! Ale ona przecież widzi, jak wyglądają, sama nie może ich poznać. Leżeli w śniegu, a wy kopaliście ich twarze, pałowaliście plecy, straszyliście pistoletami.
Po świętach Bożego Narodzenia biliście już tak bardzo, że zrobiło się głośno. Ostatnio nie chcecie zostawiać tylu śladów, łatwych do sfotografowania i dokumentacji – „mądrze”.
Na granicy Unii Europejskiej
Więc oni wracają i opowiadają Marie historie o tym, jak można niszczyć człowieka w inny sposób. Niby nic: obcinacie włosy, wydmuchujecie dym ze swoich papierosów w ich twarze, jak nielubianym kolegom w szkole. Wrzuciliście chłopcom z Afganistanu niedopałki papierosów za koszule. Bijecie, ale ostrożniej, żeby nie było widać. Igracie za to z żywiołami: oblewacie wodą, każecie wchodzić do lodowatej rzeki. A ze śpiworów Irańczyków zrobiliście ognisko.
S. bardzo dobrze mówi po angielsku, więc założyliście, że jest przemytnikiem. Wzięliście go od razu do więzienia – nie wiedział dokładnie gdzie, na pewno w Chorwacji. Nie powiedzieliście mu, na jak długo. Bez informacji, wody, światła, jedzenia. Tylko raz pozwoliliście iść do toalety, S. nie wiedział więc, czy minęła godzina, czy miesiąc. Ale nie ma żadnych fizycznych śladów przemocy. Nie może ich pokazać Marie.
Zaczynam bać się granic, śnią mi się ludzie z połamanymi nogami, tonące łodzie i mury. W jednym z tych snów, prezydent Chorwacji powiedziała, że każdy powinien przynieść na europejską granicę coś, czym chciałby się odgrodzić: może być komputer, poduszka, opakowanie po butach, krzesło z biura. Razem zbudujemy z tego mur i będziemy bezpieczni.
***
Na liniach oddzielających państwo od państwa umiera coraz więcej ludzi. Dr Reece Jones, badacz granic, wylicza w wywiadzie dla magazynu „Vice”, że w latach 80. i 90. na całym świecie każdego roku mieliśmy kilkaset ofiar. Na początku XXI w. było to już ok. 1,5 tys. ludzi. Liczby wzrosły dramatycznie na skutek kryzysu migracyjnego: w samym 2016 r. życie straciło 7,5 tys. osób.
Ale przypadki śmierci trudno jest zliczyć i uporządkować. Jaką miarę wybrać? Bo przecież, żeby kogoś zabić, nie musimy robić tego „aktywnie”. Wystarczy, że nie zabierzemy go z jego łodzi.
Na Morzu Śródziemnym od 1993 r. utonęło ok. 30 tys. osób próbujących dostać się do Europy. To tylko ci, których ciała udało się policzyć. Teraz, mimo że liczba próbujących dopłynąć do europejskich brzegów spada, statystyki śmiertelności rosną.
Nietrudno zgadnąć, że dzieje się tak przez „politykę ratunkową” Unii Europejskiej. Urząd wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców (UNHCR) wielokrotnie punktował ograniczenia wynikające m.in. z populistycznej retoryki europejskich rządów: „Łodzie zniechęca się do reagowania na wezwanie pomocy, ze względu na strach przed odmową na opuszczenie pokładu przez uratowanych” – podkreślał w wydanym w lipcu oświadczeniu.
Czy brak pomocy to zabijanie? Skoro ich nie wpuszczamy, ale każemy wrócić, skąd przyszli, czy mogą umrzeć tam albo po drodze?
Organizacja „Projekt – Zaginieni Migranci” poinformowała, że przy granicy USA z Meksykiem w samym tylko 2018 r. zginęło prawie 400 osób. W grudniu Ameryką wstrząsnęła śmierć siedmioletniej dziewczynki i o rok starszego chłopca z Gwatemali przetrzymywanych w tymczasowych, przygranicznych aresztach.
„Każdej śmierci dzieci lub innych osób na granicy winni są demokraci i ich żałosna polityka migracyjna, która pozwala ludziom z innych krajów sądzić, że mogą nielegalnie wjechać do naszego. Gdybyśmy mieli mur, nawet by nie spróbowali!” – skomentował na Twitterze prezydent Donald Trump.
Jeszcze nie wiadomo, czy „granica” to w 2019 r. pojęcie na tyle ważne, że w jego cieniu można bezkarnie bić, poniżać i zabijać.
„Chorwacka policja uderzyła mnie tylko w twarz”
Szlak bałkański, teoretycznie, został zamknięty w 2016 r., niedługo po apogeum kryzysu migracyjnego. Jednak ludzie ciągle przyjeżdżają. O ile wcześniej uchodźcze trasy omijały Bośnię i Hercegowinę, to obecnie po uszczelnieniu innych europejskich granic, wiele osób próbuje dostać się do Chorwacji, ewentualnie Słowenii, właśnie przez Bośnię. Niektórzy nadal starają się przekroczyć serbsko-chorwacką granicę.
W bośniackim, przygranicznym miasteczku Bihać czy serbskim Šid to, że straż graniczna używa przemocy, niszczy telefony i zabiera pieniądze, jest dla migrantów oczywiste od kilku miesięcy. Zazwyczaj jest tak, że gdzie złapią, tam zaczną katować. Dodatkowo, wydalenia mają zbiorowy charakter, a prośby o udzielenie ochrony międzynarodowej są albo wyśmiewane, albo ignorowane.
Niezagwarantowanie możliwości ubiegania się o udzielenie ochrony międzynarodowej jest naruszeniem m.in. konwencji genewskiej, czyli obowiązującego prawa międzynarodowego.
„Idziesz, chowasz się w lesie, śpisz w liściach, znowu idziesz, próbujesz. Chorwacka policja uderzyła mnie tylko w twarz, mam szczęście” – mówi Shabaz z Pakistanu. „Spójrz na niego” – wskazuje.
Siwiejący 18-latek ze złamaną nogą patrzy w ziemię. „Odłączył się od grupy. Kiedy pogranicznicy go znaleźli, pobili. A później zostawili w lesie, gdzie leżał przez dwa dni, krzycząc o pomoc. Chyba bardzo chciał przeżyć, bo wrócił jakimś cudem do obozu” – uśmiecha się Shabaz.
„To mieszanina poczucia obowiązku, które wynika z ich pracy, z nadużywaniem stanowiska. W jakimś sensie dostają rozkaz: państwo daje im przecież maski, mundur, naboje i pałki. Ale codziennie obserwuję, jak nienawidzą migrantów. Chyba naprawdę wierzą, że to zwierzęta. Używają swojej pozycji, żeby wyładować nienawiść” – mówi Marie Sinche, która pracuje na chorwackiej granicy dla organizacji „No Name Kitchen”, zajmującej się m.in. sporządzaniem raportów i dokumentowaniem przemocy.
Chorwacja zaprzecza, Unia na razie milczy
Na arenie międzynarodowej codzienne sytuacje z chorwackich granic pojawiają się, ale półgłosem, jakby w nieistotnej końcówce programu informacyjnego. W ramach projektu Border Violence Monitoring kilka organizacji pozarządowych zjednoczyło się, monitorując graniczną przemoc. Wypłynęły brutalne raporty.
Pojawiło się kilka wniosków o dochodzenie. „Od pewnego czasu Komisja Europejska odpowiada, że zdaje sobie sprawę z praktyk na granicy i jest w kontakcie z chorwackimi ministrami. Tamtejsze władze nadal jednak zaprzeczają, że funkcjonariusze łamią prawo” – informuje Johanna Degering z Border Violence Monitoring. „Warto się zastanowić, czy ujawnione naruszenia prawa międzynarodowego są częścią zamierzonej strategii na rzecz odstraszania migrantów, której celem jest ochrona granic zewnętrznych UE. Jeśli są, kto jest za to odpowiedzialny?” – zaznacza Degering.
Francuski filozof Étienne Balibar określa granice państwa jako „niedemokratyczny fundament demokratycznych społeczeństw”, posługując się przykładem Unii Europejskiej. „Jesteśmy przyzwyczajeni do postrzegania Europy jako kolebki demokracji i praw człowieka. Zasięg tego porządku wyznaczają granice, których pilnują uzbrojeni strażnicy, zasieki z drutów kolczastych, kamery czy detektory ciepła” – komentuje dr Ignacy Jóźwiak z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego. „Paradoks demokracji liberalnej i praw człowieka polega na tym, że musi zaistnieć fizyczny i symboliczny mur, aby europejski porządek mógł przetrwać. Nasza demokracja jest okupiona tysiącami ofiar Morza Śródziemnego i prób sforsowania płotów w hiszpańskich enklawach w Afryce” – dodaje.
Ciągle nie wiemy, czy w 2019 r. „granica” to na tyle ważne pojęcie, żeby można było w jego cieniu bezkarnie bić, poniżać i zabijać.
Do nas nie przyjeżdżają
Funkcjonariuszka polskiej straży granicznej, dziwi się, że się z nią kontaktuję. U nas takie rzeczy się nie dzieją, na szczęście: „Przyjeżdżają, ale nie ma ich tylu co w Zachodniej Europie, bo tam dostają lepsze pieniążki” – wyjaśnia.
Funkcjonariuszka próbuje sobie wyobrazić grupę Pakistańczyków usiłujących sforsować polską zieloną granicę. „Byliby obezwładnieni i skierowani do ośrodka dla cudzoziemców w związku z nielegalnym przekroczeniem granicy. Musimy używać środków adekwatnych do sytuacji, tzn. gdyby działo się coś niepokojącego, mogą to być kajdanki. Ale przemoc wchodzi w grę tylko w wypadku ataku na nasze życie. Nie mogę ich po prostu zbić, bo zostaną obrażenia, a z tego musiałabym się tłumaczyć” – dodaje.
Przypomina mi jednak, że oni są niebezpieczni. „Zapraszaliby swoich krewnych i zagrożenie rosłoby z roku na rok. Gwałty, rabunki, kradzieże w biały dzień na ulicach, jak w Niemczech czy we Francji. Muzułmanie w swoich hidżabach chodzą w Europie nawet po plaży czy na basenie. Tutaj przenoszą te swoje obyczaje” – kończy.
Pełne nadziei lata 90.
Konflikt pomiędzy ochroną wolności i praw człowieka, a bezpieczeństwem jest bardziej niż oczywisty. Pytanie tylko, jak zmienił się dyskurs. „W ostatniej dekadzie o wiele większą wagę przywiązujemy do bezpieczeństwa, które oznacza kontrolę. Ale w latach 90. wydawało się, że wolność jest ważniejsza, bo sytuacja międzynarodowa temu sprzyjała. Świat z różnych powodów zdawał się zmierzać w jednym kierunku: dalszej liberalizacji, pokoju i stabilności. Upadł komunizm, przyspieszyły procesy integracyjne” – mówi prof. Jarosław Jańczak, politolog i badacz granic z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
„Kryzys migracyjny jest tylko przejawem destabilizacji politycznej, społecznej i ekonomicznej wokół Europy. Momentem zmiany i rozpoczęcia procesu umacniania granic były już zamachy na wieże World Trade Center w Nowym Jorku” – dodaje.
Reece Jones wspomina dla „Vice”, że infrastruktura graniczna ostatnio znacząco się rozwinęła. Podczas gdy w latach 90. mieliśmy na świecie 15 murów, dzisiaj jest ich prawie 70. Oprócz tego zatrudniamy uzbrojonych strażników, inwestujemy coraz więcej w obronę granic, doskonaląc technologię kontroli.
Ciekawe, w jakim stopniu mury faktycznie pełnią przypisywane im funkcje, a na ile jest to tylko złudzenie. „Od strony funkcjonalnej ich znaczenie w większości przypadków jest żadne: mur czy płot nikogo nie ochroni. Poza pewnymi wyjątkami, gdzie ludzie są stłoczeni na małym, mocno zurbanizowanym terenie, jak hiszpańskie enklawy w północnej Afryce czy kiedyś Berlin. To jednak zabieg o charakterze politycznym i symbolicznym, co widać dzisiaj po dyskusji w USA” – uważa prof. Jańczak.
Brońmy zachodniego porządku
„Za sytuację, w jakiej ci ludzie się znaleźli, są odpowiedzialne interesy konkretnych państw i międzynarodowych korporacji. Niezależnie od tego, czy spadają na nich bomby, dotyka ich wysuszanie terenu, zniszczenie pól uprawnych lub zatrucie gleby przez wydobycie ropy i minerałów. Bronienie granic i zachodniego stylu życia, mówiąc, że rzeczy, które tam się dzieją, to nie nasza sprawa, jest nie tylko polityką graniczną, ale również polityką globalnych nierówności” – twierdzi dr Ignacy Jóźwiak.
Pytam różnych ludzi, czy czują się bezpiecznie w państwie, które już na granicy łamie prawa człowieka. Na przykład u nas – blisko, w Terespolu, gdzie Czeczenów nie dopuszcza się do złożenia wniosku o ochronę międzynarodową. Znajomy odpowiada, że powinnam być wdzięczna polskiemu rządowi za to, że u nas jest spokój.
Czytamy komentarze w internecie.
„Zastanawiam się, jak czuliby się autorzy, widząc cudzoziemca bitego na polskiej granicy. Zagrożeni czy raczej szczęśliwi? Mam wrażenie, że przemoc by im nie przeszkadzała, a wręcz te osoby byłyby skłonne jej kibicować” – mówi Monika Szulecka z Ośrodka Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
„Ja to bym zamurował granice z Niemcami, a jak się włamują, to wystrzelać”, „Wywieźć całymi wagonami na Syberię do pracy”, „W Polsce dozwolone jest: posiadanie siekiery do odrąbania łap, wideł do podziurawienia bebechów, łopaty do zakopania ścierwa, tylko gleba będzie skażona” – piszą komentatorzy pod popularnym filmem „Uchodźcy z Niemiec terroryzują mieszkańców przygranicznych miejscowości w Polsce” w serwisie YouTube.
Czy „granica” to pojęcie w 2019 r. na tyle ważne, żeby można było w jego imieniu bić, poniżać i zabijać?