Ograniczenia dla wspinaczy, zakaz wstępu dla turystów. Chiny, z powodu śmieci, ograniczyły ruch pod najwyższą górą świata
Dzika przyroda, zapierające dech w piersi widoki… i hałdy śmieci. Wielu himalaistów powtarza, że największym walorem gór jest dla nich możliwość bliskiego kontaktu z naturą. Trudno to sobie jednak wyobrazić, patrząc na zaniedbane okolice Mount Everestu (8848 m n.p.m).
Góra usiana jest śmieciami pozostawianymi zarówno przez niedzielnych turystów, jak i profesjonalne górskie ekspedycje. Czego tam nie ma! Kawałki plastikowych toreb, namiotów, baterie, zużyte butle tlenowe czy zużyty papier toaletowy. Bałagan jest tak legendarny, że na jego temat powstają legendy i powiedzonka. Mount Everest określa się nawet mianem „najwyższej na świecie góry śmieci” lub „najwyżej położonego na świecie wysypiska śmieci”.
Mimo to góra przyciąga co roku setki nowych śmiałków. Jest to coraz poważniejszy problem, który może prowadzić nawet do zagrożenia epidemiologicznego. Władze Nepalu, w ramach walki ze śmieciami, wprowadziły specjalny podatek górski. Himalaiści muszą wpłacić 4 tys. dol. depozytu, który zostanie zwrócony, gdy zniosą z gór 8 kg śmieci. Niestety te przepisy są trudne do wyegzekwowania, a pieniądze trafiają często do kieszeni skorumpowanych urzędników.
Radykalne pomysły chińskich władz
Z problemem, w dość radykalny sposób, chcą poradzić sobie Chińczycy. Pod koniec zeszłego roku poinformowali, że ograniczą aż o jedną trzecią liczbę wspinaczy (do 300 rocznie) i zorganizują generalne porządki. W planach jest także skrócenie sezonu wspinaczkowego.
Największe ograniczenia będą dotyczyły zwykłych turystów, którzy nie będą mogli przebywać na terenach położonych powyżej 5 tys. m n.p.m. Oznacza to, że do tzw. pierwszej bazy będą mogli wejść tylko himalaiści z pozwoleniem na wspinaczkę. Wielkie sprzątanie nie jest fanaberią – tylko w 2018 r. ze szlaków pod Mount Everestem zniesiono 8,5 t śmieci, a z niżej położonych terenów – aż 335 t.
W czasie porządków Chińczycy będą próbowali znieść także ciała himalaistów, którzy zginęli w tzw. strefie śmierci, położonej powyżej 8 tys. m n.p.m. W drodze na szczyt zginęło łącznie ok. 300 osób. Ich szczątki to dla wielu himalaistów punkt orientacyjny, tak jak np. słynne „Zielone Buty”, czyli ciało anonimowego wspinacza, który zmarł pod szczytem góry na wysokości ok. 8,5 tys. m.
Każdego roku Himalaje przyciągają zarówno zawodowych wspinaczy, jak i zwykłych turystów. W 2014 r. położoną po chińskiej stronie północną bazę odwiedziło niemal 60 tys. turystów. Z kolei do bazy południowej, znajdującej się w Nepalu, co roku przychodzi ok. 45 tys. osób. To długi i męczący dwutygodniowy trekking, ale do chińskiego obozu można dostać się samochodem.
Źródło: BBC, PortalGorski.pl