Znaczące jest to, że w miejscu, które można uznać za miejsce narodzin samochodu spalinowego i motoryzacji w ogóle, wprowadzany jest zakaz ich sprzedaży. 14 lutego dla historii będzie dniem godnym zapamiętania. W ten dzień Parlament Europejski przegłosował wprowadzenie zakazu sprzedaży samochodów z napędem spalinowym. Pytanie, które się nasuwa, brzmi – czemu i komu ma służyć nowe prawo?
Zmierzch samochodów spalinowych
Dominacja samochodów bezemisyjnych na terenie Unii Europejskiej jest coraz większa. Wprowadzenie zakazu sprzedaży pojazdów z napędami spalinowymi stało się faktem. Od 2035 roku żaden Europejczyk nie kupi nowego samochodu z poczciwym dieslem czy benzyniakiem. Ma to stanowić zachętę do produkcji i sprzedaży samochodów niskoemisyjnych i bezemisyjnych. Zakaz wpisuje się w długoletnią strategię Unii Europejskiej, która chce osiągnąć neutralność klimatyczną.
Choć zakaz może wydawać się drastycznym posunięciem, to jest on podyktowany twardymi danymi. Transport drogowy odpowiada za 71,7 proc. emisji CO2 we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Aby zrozumieć powody wprowadzania go, trzeba sobie uświadomić, że Wspólnota jest trzecim największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie. Odejście od samochodów spalinowych jest więc zasadne z punktu widzenia emisji szkodliwych substancji.
Czy jednak tak daleko idąca zmiana jest w ogóle możliwa? Zakaz sprzedaży samochodów spalinowych od 2030 roku zapowiedziała kilka lat temu Szwecja. W sąsiedniej Norwegii taki zakaz będzie obowiązywał od 2025 roku. Kolejni producenci samochodów również reagują na decyzje polityków i wycofują pojazdy spalinowe ze swojej oferty. Dla przykładu debiutujący w 2022 roku spalinowy Volkswagen Taigo w ogóle nie miał premiery w Norwegii. Samochody elektryczne i hybrydowe nie są więc chwilową modą. Wszystko wskazuje na to, że będziemy zmuszeni przesiąść się do cichych elektryków, zamiast cieszyć się warkotem poczciwego diesla.
Jakie mamy alternatywy
Decyzja Parlamentu Europejskiego wiąże się z popularyzacją alternatywnych napędów. Jednak zarówno z samochodami hybrydowymi jak i elektrycznymi jest wiele problemów. Napędy elektryczne są niewątpliwie wygodniejsze i bardziej ekologiczne, ale pozostawiają wiele do życzenia w kwestii codziennego użytkowania. Długość ładowania baterii i jej zużycie wykluczają je z podróży międzymiastowych. Bez odpowiedniej infrastruktury przejście całego kontynentu na elektryki jest niemożliwe. Wybudowanie ładowarek i doprowadzenie do nich prądu zdolnego szybko naładować pojazd jest astronomicznym kosztem dla wielu krajów Unii Europejskiej. Oczyma wyobraźni widzę więc długie kolejki samochodów na stacjach ładowania.
Poważnym problemem samochodów elektrycznych jest prędkość. Od niej bowiem (między innymi) zależy zasięg podawany przez producenta. Co z tego, że Tesla model 3 ma zasięg 547 km, jeśli ten dystans pokonamy z prędkością niższą niż 90 km/h? Przypominam, że mówimy tutaj o deklaracji producenta, ponieważ zasięg realny zawsze jest nieco niższy. Wpływ ma również temperatura. Na mrozie zasięg elektryka drastycznie spada. We wspomnianej Tesli model 3 jest to 17 proc. przy -1⁰C. Volkswagen ID.4 traci już 30 proc., podobnie jak Ford Mustang Mach-E. W tej konkurencji najlepiej radzą sobie Jaguar I-Pace i Audi e-tron. Ich cena jest jednak zbyt wysoka dla przeciętnego zjadacza, chleba więc nie przyczynią się do elektrycznej rewolucji na drogach.
Wad samochodów elektrycznych jest sporo. Niewiele się mówi o konieczności utylizacji zużytych baterii i ich recyklingu. Wciąż nierozwiązaną kwestią jest stosowanie w produkcji metali ziem rzadkich takich jak lit. Ich zasoby na Ziemi są ograniczone. Czym będziemy jeździć, gdy go zabraknie, albo łańcuchy dostaw zostaną zaburzone?
Skoro nie elektryki, to co?
Zastosowanie silnika elektrycznego w samochodzie nie jest pozbawione sensu. Rozwiązanie problemu krótkiego zasięgu i szybkości ładowania przekonałoby kierowców do przesiadki. Historie o rewolucyjnych bateriach można, póki co, wsadzić między bajki. Jedyną realną alternatywą wydaje się samochód na wodór. Koncepcja zakłada wykorzystanie tego pierwiastka do wytwarzania prądu, który następnie napędza silnik. Dzięki temu nadal jeździmy ekologicznym elektrykiem, ale energia nie jest gromadzona w baterii, tylko wytwarzana na miejscu, w samochodzie.
Wodór jako nośnik energii jest rozwiązaniem możliwym do realizacji. Zresztą coraz więcej krajów UE poważnie myśli nad szerszym wykorzystaniem tego pierwiastka. Wodorociąg H2Med, to wspólny projekt Hiszpani, Francji i Portugalii. Kraje porozumiały się w kwestii zastąpienia paliw kopalnych w energetyce i przemyśle. 22 stycznia tego roku do współpracy dołączyły Niemcy, które chcą produkować wyłącznie zielony wodór. Z kolei Francja pracuje nad produkcją wodoru z wykorzystaniem energii jądrowej.
Wprowadzenie zakazu sprzedaży samochodów elektrycznych w Europie niebawem stanie się faktem. Mamy więc 12 lat na wymianę starych samochodów i kupno hybrydy lub elektryka. Dla jednych będzie to dużo, dla drugich mało. Kluczową kwestią przy elektrykach wciąż jednak pozostają baterie. Bez realnej alternatywy wobec samochodów spalinowych zakaz będzie udręką dla kierowców.
Źródła:
- Kate Abnett, „Reuters”: EU lawmakers approve effective 2035 ban on new fossil fuel cars
- „Money.pl”: Zakaz sprzedaży aut spalinowych. Parlament Europejski dał zielone światło
- „Europarl.europa.eu”: Emisje CO2 z samochodów: fakty i liczby (infografiki)
- „Elektrowoz.pl”: Ile zasięgu tracą samochody elektryczne zimą? Od 3 do ponad 30 proc., gdy temperatury spadną kilka stopni poniżej 0
Może cię również zainteresować: