Władze Tajlandii chcą wywoływać deszcz, by pokonać smog. Manipulowanie pogodą budzi jednak spore kontrowersje z naukowego punktu widzenia. Czy cel zostanie osiągnięty?
Stolica Tajlandii – Bangkok – jak wiele innych dużych miast świata ma poważny problem z zanieczyszczeniem powietrza. W ostatnim czasie poziom szkodliwych cząstek przekraczał kilkakrotnie normy wyznaczone przez Światową Organizację Zdrowia.
Rząd planuje zastosować metodę walki ze smogiem tyleż spektakularną, co wątpliwą jeśli chodzi o skuteczność – sztuczne wywoływanie deszczu. Cel ten ma zostać osiągnięty poprzez rozpylenie w chmurach związków chemicznych przyspieszających opady.
Władze nie zamierzają jednak poprzestać na manipulowaniu pogodą. Starają się także ograniczyć wypalanie ziemi pod uprawy i zmniejszyć liczbę samochodów z napędem diesla, które są najbardziej szkodliwymi dla środowiska środkami transportu.
Niemniej już samo wspomnienie o rozwiązaniu pogodowym wywołało negatywne komentarze. Agencja AFP cytuje lokalną przedstawicielkę Greenpeace Tarę Buakamsri, która przekonuje, że doświadczenia innych krajów wskazują na nieskuteczność podobnych zabiegów.
Od energii z kosmosu do soli kuchennej
Manipulowanie pogodą przez stulecia było kwestią życzeniową, ale w XX wieku okazało się, że być może na gruncie naukowym jest to wykonalne. W połowie wieku kontrowersyjny naukowiec – lekarz i psychoanalityk – Wilhelm Reich twierdził, że skonstruował maszynę, którą nazwał „pogromcą chmur” (cloudbuster). Opierając się na swoich pseudonaukowych teoriach przekonywał, że urządzenie manipuluje kosmiczną energią, co – rzekomo – umożliwiało mu wywoływanie deszczu.
Reich w związku ze swoją pseudonaukową działalnością był represjonowany i trafił do więzienia, gdzie zmarł. Postępowanie rządu amerykańskiego wobec niego budzi do dziś kontrowersje i pokazuje, że Stany Zjednoczone lat 50., z wszechmocnym szefem FBI J. Edgarem Hooverem i komisją senatora McCarthy’ego, z dzisiejszego punktu widzenia nie były wzorcowe, jeśli chodzi o wolność wypowiedzi i poglądów.
Poetycka wersja historii Wilhelma Reicha przedstawiona została w teledysku do piosenki „Cloudbusting” wykonywanej przez Kate Bush.
Mniej więcej w tym samym czasie w warunkach laboratoryjnych udało się wywołać „oberwanie” małej chmury. Okazało się, że sprzyja temu rozpylenie suchego lodu, czyli zamarzniętego dwutlenku węgla. Niedługo później, m. in. dzięki badaniom dr Bernarda Vonneguta, brata słynnego pisarza, wykazano, że podobne efekty daje rozpylanie w parze jodku srebra.
Nowsze badania pokazują też, że można próbować zmusić obłoki pary do oddania wody zwykłą, ale bardzo mocno sproszkowaną, solą kuchenną.
Na podstawie tych ustaleń, prób manipulacji chmurami dokonuje się z reguły albo wystrzeliwując odpowiednie substancje z dział lądowych, albo wypuszczając je bezpośrednio w chmury z pokładów samolotów. Procedura nazywana jest „zasiewem chmur”. Być może najsłynniejszym jej przykładem były chińskie starania o wywołanie deszczu przed inauguracją igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 roku.
Perspektywa manipulacji opadami deszczu to jednak nie tylko kwestia rozrywki czy nawet likwidacji smogu. Metoda ta mogłaby na przykład pomóc w radzeniu sobie z klęskami żywiołowymi – suszami i pożarami. Dlaczego w takim razie nie jest stosowana na szeroką skalę? Bo nie ma twardych dowodów na to, że działa.
Naukowcy podkreślają, że poza laboratorium nie da się ocenić, czy z chmury spadł deszcz dlatego, że ktoś coś w niej rozpylił, czy stało się to w naturalny sposób. Choć istnieją naukowe podstawy sugerujące, że jodek srebra i suchy lód mają pewien wpływ na chmury, to są najwyżej nieco bardziej skuteczne niż tańce, modlitwy czy tajemnicza energia z kosmosu.