Czas na pokojowe rozwiązanie konfliktu wewnętrznego w Sudanie dobiegł końca. W ciągu zaledwie kilku godzin w Chartumie zabito 108 osób. Ciała zastrzelonych ludzi wrzucano prosto do Nilu
W Sudanie, zmagającym się z poważnym kryzysem wewnętrznym, doszło do przesilenia. Radosne muzułmańskie święto Id al-Fitr kończące ramadan zamieniło się w rzeź. Na początku tygodnia jednostka sił szybkiego reagowania (RSF) wkroczyła do największego miasta kraju, Omdurmanu. Żołnierze popierający Tymczasową Radę Wojskową (TMC) otworzyli ogień z broni maszynowej do świętujących nad brzegiem rzeki ludzi, podejrzewanych o sprzyjanie siłom opozycyjnym. Martwe ciała, niektóre obciążone kamieniami, wrzucano do Nilu. Wcześniej kilka osób zastrzelono w ich własnych domach. Trzy osoby zasztyletowano na ulicy.
Poważna eskalacja przemocy
Pierwsze zwłoki zaczęły wypływać z Nilu dopiero wczoraj. Członkowie RFS, chcąc ukryć zbrodnię, spędzili mieszkańców Omdurman do wyławiania wypływających ciał zabitych z nurtów rzeki, po czym ciężarówkami, pod osłoną nocy, wywiezono je w nieznane miejsce. Według przedstawicieli Centralnego Komitetu Sudańskich Lekarzy, powiązanego z organizatorem protestów – Sudańską Federacją Związków Zawodowych Pracowników i Wolnych Zawodów (SPA) – w tej masakrze oraz w zbrojnych atakach na terenie Chartumu zginęło co najmniej 108 osób, a ponad 500 zostało rannych.
Według agencji AFP, poniedziałkowy atak to najbardziej krwawe zajście w Sudanie od obalenia w kwietniu prezydenta Omara Baszira, który niepodzielnie rządził krajem przez 30 lat. Według ministra zdrowia Abdela Jabbara w zamieszkach w całym kraju od poniedziałku do czwartkowego popołudnia zginęło 61 osób.
Sprawująca władzę w Chartumie Tymczasowa Rada Wojskowa zaprzeczyła, że żołnierze użyli broni przeciwko protestującym. „Atak miał na celu jedynie wyeliminowanie z tłumu przestępców. To opozycja jest współodpowiedzialna za krwawe zajścia w naszej stolicy” – powiedział stojący na czele TMC gen. Abdel Burhan.
Zbyt późno na rozmowy?
Po masakrze w Omdurmanie trwający od dwóch miesięcy protest okupacyjny przed siedzibą ministerstwa obrony narodowej w Chartumie został zawieszony. Tłum protestujących rozpędzono przy użyciu transporterów opancerzonych.
Po tej akcji Tymczasowa Rada Wojskowa poinformowała, że nie będzie honorować wcześniejszych umów z opozycją. Wczoraj jednak zmieniła zdanie. Po wypłynięciu ciał zabitych z nurtów Nilu i nagłośnieniu tej informacji przez światowe media TMC zaprosiła protestujących do powrotu do stołu negocjacyjnego. Gen. Burhan stojący na czele Rady zapewnił, że „osoby odpowiedzialne za poniedziałkowe zajścia będą pociągnięte do odpowiedzialności”.
Propozycja rozmów została jednak odrzucona przez organizatorów protestów. „Nie przyjmujemy zaproszenia, ponieważ TMC nie budzi zaufania i wywołuje strach wśród obywateli” – powiedział agencji Reutera Madani Abbas Madani, lider sił opozycyjnych, które podpisały Deklarację Wolności i Przemian w Sudanie. „Będziemy kontynuować protesty, opór, strajk i całkowite obywatelskie nieposłuszeństwo” – zapewnił z kolei rzecznik SPA Mohamed Jusef.
SPA zażądała przy okazji utworzenia międzynarodowej komisji, która zajmie się masakrą w Omdurmanie. Protestującym odpowiedział w telewizyjnym wystąpieniu gen. Hamdan Dagalo, dowódca paramilitarnego RSF, odpowiedzialnego za masakrę. „Nie pozwolimy na chaos. Musimy narzucić autorytet państwa poprzez zdecydowane, zgodne z prawem działania” – podkreślił.
W szpitalach zabrakło krwi
Jak informują agencje prasowe, w czwartek od rana w Chartumie słychać strzały z broni maszynowej. W stolicy Sudanu brakuje wody, prądu i lekarstw. Nie działa internet. Ludzie stawiają na ulicach barykady tworzone z głazów wyciąganych z Nilu, opon i gałęzi. W szpitalach w Chartumie brakuje przede wszystkim krwi.
„Sytuacja jest bardzo trudna. Większość szpitali przyjęła więcej osób, niż może pomieścić. Brakuje personelu medycznego, nie ma krwi i osocza. Wśród rannych są ludzie w bardzo ciężkim stanie. Liczba zgonów na pewno wzrośnie” – ostrzegł dyrektor jednej z klinik w Chartumie. Centralny Komitet Sudańskich Lekarzy oskarżył siły bezpieczeństwa i policję o ataki na szpitale, wywlekanie z nich chorych, przesłuchania oraz gwałty na kobietach.
Fala przemocy, jaka ogarnęła Chartum, i brutalna reakcja oddziałów paramilitarnych wywołały zaniepokojenie opinii międzynarodowej. Stany Zjednoczone stanowczo potępiły ataki i wezwały TMC do zaprzestania stosowania siły oraz rozpoczęcia rozmów z udziałem opozycji. Podobny apel wystosowało osiem państw Unii Europejskiej.
ONZ ewakuowała swój personelu z Sudanu. Amnesty International zwróciła się do Unii Afrykańskiej oraz do ONZ, by podjęły stosowne kroki, które pozwolą pociągnąć do odpowiedzialności osoby stojące za rozkręceniem spirali przemocy. Arabia Saudyjska, która do tej pory wspierała Tymczasową Radę Wojskową, poinformowała, że „z niepokojem obserwuje rozwój sytuacji”.
Żadna ze stron konfliktu nie chce ustąpić
Uliczne protesty społeczne w Sudanie wybuchły w grudniu 2018 r. Początkowo spowodowane były rosnącymi cenami chleba, a także brakiem żywności i paliw. Protestujący zaczęli domagać się dymisji prezydenta Baszira, co nastąpiło 11 kwietnia. W tej chwili Sudanem rządzi Tymczasowa Rada Wojskowa, jednak cały czas trwają uliczne protesty, w których zwykli ludzie domagają się rządów cywilnych i wprowadzenia trzyletniego okresu przejściowego.
Rządzący 41-milionowym Sudanem Abdel Burhan jest jednak nieugięty. Generał chce, by wybory odbyły się w ciągu najbliższych dziewięciu miesięcy, a władzę w kraju do tego czasu sprawować mają wojskowi. Na takie rozwiązanie nie zgadza się jednak opozycja.
Obie strony konfliktu nie zamierzają cofnąć się nawet o krok. Sudan stanął na krawędzi krwawej wojny domowej. Ta może wybuchnąć dosłownie w każdej chwili.
Źródła: Sudantribune, iafrica, suna, ahram