Słyszeliście, że każdy Czech to muzykant? To prawda, ale jeszcze prawdziwsze okazuje się stwierdzenie, że co Czech, to wędkarz
O czym piszą zagraniczne media? Tym razem czeskie gazety przeczytał dla Was Łukasz Grzesiczak.
Polski Związek Wędkarski zrzesza 630 tys. członków, a czterokrotnie mniej liczne Czechy mają aż 350 tys. zarejestrowanych wędkarzy! Są oni skupieni w czeskim (Český rybářský svaz) i morawskim związku wędkarskim (Moravský rybářský svaz).
Za członkostwo w nich płacą łącznie 113 mln koron czeskich (ok. 19,2 mln zł), a na pozwolenia na łowienie wydają (zarówno członkowie, jak i osoby niezrzeszone) ok. 290 mln koron (49,3 mln zł). U naszych sąsiadów jest ponad 2 tys. łowisk o powierzchni ok. 42 tys. ha; ich atrakcyjność doceniają także wędkarze z Polski.
Studia z przyszłością
Nasi sąsiedzi nie tylko lubią łowić, ale także czytać o rybach. Czasopismo „Rybářství” ukazuje się od 1897 r. Majowy numer magazynu przynosi wiele interesujących informacji ze świata czeskiego wędkarstwa.
„Rybářství” przygląda się studiom na kierunku rybołówstwo na uniwersytecie w Budziejowicach. Na Wydział Rybołówstwa i Ochrony Wód – najmłodszy i najmniejszy wydział tej uczelni – przyjmowanych jest rocznie ok. 80 studentów. Władze wydziału szczycą się tym, że wszyscy jej absolwenci natychmiast znajdują zatrudnienie, bowiem studia kładą nacisk na praktykę oraz współpracę z potencjalnymi pracodawcami.
„Jesteśmy wyjątkowi dzięki zamkniętej hodowli i reprodukcji 30 gatunków słodkowodnych ryb i skorupiaków. Ściśle współpracujemy ze środowiskiem rybackim w Czechach, Europie i na świecie. A przede wszystkim mamy najlepszych naukowców i prowadzących” – chwalą się. Studia na kierunku rybołówstwo oferują również Czeski Uniwersytet Rolniczy w Pradze oraz Uniwersytet Mendla w Brnie; w tym drugim przypadku są to jednak studia jedynie magisterskie.
Dlaczego w czeskich potokach giną ryby?
Ciekawe wydają się wyniki badań na temat ryb w górskich potokach w Beskidach. Naukowcy z czeskiej Agencji Ochrony Przyrody i Krajobrazu przeprowadzili badania nad wpływem ciężkiego sprzętu i samochodów ciężarowych na dno potoków i żyjących w nich ryb.
Okazało się, że za sprawą takich pojazdów ginie aż 1/3 ryb. Wskutek niszczenia dna tracą one swoje naturalne kryjówki. „Nie spodziewaliśmy, że wpływ ciężkiego sprzętu w korytach rzek na ryby będzie tak ogromny” – nie kryje zaskoczenia Miroslav Kubín, pracownik agencji.
Czesi duże nadzieje wiążą jednak z rewitalizacją jezior – Milíčovskiego i Lipiny. Tego typu prace coraz bardziej interesują także… historyków, ponieważ przy okazji rewitalizacji innych zbiorników wodnych, np. jeziora Litožnickiego, odkryto germańską osadę z czasów rzymskich.
Czexit?
Czesi należą do największych eurosceptyków w Unii Europejskiej. Ostatnie badania Eurobarometru pokazują, że tylko 39 proc. Czechów jest zadowolonych z członkostwo swojego kraju w Unii. To najgorszy wynik spośród wszystkich 28 państw członkowskich. W Polsce taką opinię ma 70 proc. ankietowanych, a średnia unijna wynosi 62 proc. Te same badania pokazują, że gdyby teraz odbyło się referendum nad wejściem Czechów do UE, tylko 47 proc. z nich powiedziałoby „tak” dla wspólnoty. To znaczy, że Czesi dziś w Unii by się nie znaleźli.
Referendum w sprawie wejścia Republiki Czeskiej do Unii Europejskiej odbyło się w czerwcu 2003 r. Wzięło w nim udział 55 proc. uprawnionych. 77 proc. Czechów zagłosowało wtedy na „tak”. W zasadzie wszystkie media poświęciły sporo uwagi 15. rocznicy obecności Czech we Wspólnocie. Ciekawa debata odbyła się na łamach magazynu „Euro”, który zaprezentował stanowiska euroentuzjasty Miroslava Zámečnika i eurosceptyka Pavla Párala.
UE – nic lepszego nie mogło Czechów spotkać
Zámečník zwraca uwagę, że Czesi doceniają to, co im się w Europie udało. Z okazji 15. rocznicy członkostwa przeprowadzono sondaż, który pokazał, że aż 82 proc. Czechów ceni Unię za możliwość podróżowania, a 77 proc. – za wspólny rynek. Doceniono także dotacje europejskie oraz regulacje, które zniosły roaming.
Publicysta pisze, że w Czechach „instytucje unijne mogą liczyć co najwyżej na respekt”. Nikt nie darzy ich sympatią, za to każdy zrzuca na nie odpowiedzialność za wszystkie problemy. Zresztą ostatnio trudno nawet o respekt, bo po kryzysie bankowym, który pokazał, jak niedopracowanym projektem jest strefa euro, oraz kryzysie migracyjnym, który z kolei potwierdził, że Unia to struktura krucha, Bruksela stała się podatna na szantaże.
To wszystko zaszkodziło wizerunkowi Unii w Czechach. Ale, jak pisze publicysta, „w plątaninie stereotypów, uzasadnionej krytyki i obaw oraz niechęci do władzy (zwłaszcza, jeśli nie mówi po czesku), nie powinno nam (Czechom – red.) jednak zginąć to najważniejsze. Z perspektywy czeskich interesów narodowych wejście do Unii przed 15 laty było jednym z najbardziej udanych kroków w historii tego kraju” – uważa. I dodaje: „Właściwie nie wiem, co lepszego mogłoby nas spotkać”.
Jak Unia dobija swój przemysł samochodowy
„Kiedy 1 maja 2004 zostaliśmy członkami Unii Europejskiej, było to wielkie święto dla większości z nas. Byliśmy wreszcie w tej Europie, o której śniliśmy od czasu dzwonienia kluczami na Václaváku (główny plac w Pradze – red). Dziś ten zachwyt Europą nie jest już tak ogromny, choć korzyści z członkostwa są namacalne. Namacalna stała się jednak również cena, którą za to płacimy. Ta zaś rośnie w miarę, jak Unia się zmienia” – pisze Pavel Páral.
Publicysta wspomina, że zalew tanich produktów z innych krajów zniszczył niektóre gałęzie czeskiej gospodarki (cukrownictwo) oraz o tym jak w czasie kryzysu migracyjnego odebrane Czechom zostało prawo do decydowania o sobie. Przypomina o korupcji wokół dotacji unijnych i poczuciu utraty kontroli nad własnym państwem. Zwraca uwagę, że w strefie euro gospodarki rozwijają się nierównomiernie.
Zdaniem Párala, europejskie elity, które określa jako liberalne, w rzeczywistością z wolnością nie mają nic wspólnego. Podaje przykład limitów na emisję CO2 w związku z kryzysem klimatycznym, które – jego zdaniem – nie będą miały prawie żadnego wpływu na światową emisję CO2, za to dobiją przemysł samochodowy w Europie i sprawią, że przeniesie się on do Azji. W konsekwencji europejskie społeczeństwa zbiednieją.
Dotkliwy deficyt demokracji
Działania Unii mają także – zdaniem eurosceptyka – wpływ na energetykę. Konsekwencją unijnych regulacji jest najdroższy prąd na świecie, co wstrzymuje rozwój technologiczny na kontynencie.
„Lewicowy radykalizm utrzymuje się tylko dzięki niedemokratycznemu systemowi podejmowania decyzji, bo na autorów takiej polityki nie ma wpływu wola głosujących. Powstaje w ten sposób świat polityki oderwanej od potrzeb wyborców” – uważa Páral.
Jako dowód podaje francuski protest żółtych kamizelek. „Wraz z rosnącymi kosztami członkostwa w Unii zwiększa się polaryzacja i radykalizacja społeczeństwa, na sile przybiera ekstremizm. A będzie jeszcze gorzej” – dodaje.