Rdzenna ludność dawanych kolonii domaga się zwrotu zagrabionych dóbr. Byłe imperia coraz częściej zwracają artefakty zabrane w okresie ekspansji. Nie brakuje jednak obaw, że zachodnim muzeom może grozić „efekt domina”
To zdjęcie obiegło cały świat. W 2003 roku przed Muzeum Historii Naturalnej w Londynie stanął Aborygen Major Sumner. Starszy mężczyzna ubrany w tradycyjną szatę plemienia Ngarrindjeri, z etnicznymi wzorami na całym ciele, rozpoczął symboliczny protest. Domagał się zwrotu szczątków rdzennej ludności Australii prezentowanych na jednej z wystaw. Jego samotna ręka z bumerangiem na tle olbrzymiej londyńskiej instytucji nadała temu wydarzeniu wielką wagę.
Musiało minąć osiem lat, by instytucja zwróciła kości jego przodków oraz inne ważne artefakty z archipelagu Cieśniny Torresa, zabrane przez Europejczyków w XIX wieku. W 2011 roku przyjechał po nie inny Aborygen, Ned David, który w wywiadzie dla dziennika „Guardian” stwierdził, że „ceremonia przekazania artefaktów była ponura. Nikt nic nie mówił, choć jej znaczenie było naprawdę olbrzymie. Nasi przodkowie zasłużyli na odpowiedni pogrzeb”.
Długa litania grzechów kolonializmu
Coś rzeczywiście ruszyło się w sprawie poszkodowanych kolonii. Nie od dziś wiadomo, że kraje Europy Zachodniej swój dobrobyt zawdzięczają m.in. dzięki wiekom czerpania dóbr z. kolonii. Litania grzechów obejmuje nie tylko bezkarne grabienie bogactw naturalnych „nowych ziem”, ale także zniewolenie i cierpienia tamtejszej ludności.
Wykorzystywanie miejscowych do własnych celów, najczęściej do ciężkich robót przy budowaniu potęgi Nowego Świata, to jeden z głównych zarzutów jakie stawiają dziś potomkowie ciemiężonych ludów. Na motywach ich cierpienia powstają filmy i książki, a tematyka czarnoskórych niewolników w USA wciąż porusza Amerykanów. Spór o artefakty nie ma podobnej medialnej nośności i może dlatego tak trudno odzyskać przedmioty należące do przodków rdzennych społeczności.
Z pozoru wszystko wydaje się łatwe. Wytwory dawnych kultur, prezentowane w muzeach Europy Zachodniej, są przecież możliwe do przeniesienia. Najłatwiej odzyskać ludzkie szczątki, bo przywoływana jest konieczność właściwego pochówku i oddania szacunku zmarłym. Ten ludzki aspekt prośby o zwrot kości najczęściej wytrąca instytucjom argumenty za zachowaniem obecnego stanu rzeczy. Jednak gdy w grę wchodzą elementy dawnej sztuki sytuacja zaczyna się komplikować – zazwyczaj ze względu na wartość artefaktów często określanych jako „bezcenne”.
Dwa tygodnie temu Jeremy Wright, brytyjski sekretarz stanu ds. kultury, zapowiedział wstrzymanie wszelkich zmian w prawie, które miałyby umożliwić państwowym muzeom zwracanie przedmiotów wystawowych do krajów pochodzenia.
Mroczne więzienia imperiów
Grecki prezydent Prokopis Pavlopoulos nazwał ostatnio Muzeum Brytyjskie w Londynie „mrocznym więzieniem”, w którym fragmenty Partenonu są „trofeami”.
Mimo długich dekad lekceważenia praw do własności artefaktów, można zauważyć zmianę postaw w działaniach dawnych mocarstw. Ostatnio Muzeum Brytyjskie odesłało do Etiopii szczątki zabrane z tamtych terenów przez brytyjskich żołnierzy. Również w tym roku norweski król Harald V i królowa Sonja podpisali porozumienie gwarantujące zwrot tysięcy artefaktów, w tym wielu czaszek, ludowi Rapa Nui na Wyspie Wielkanocnej.
Dziennik „Guardian” informuje także o ciekawej inicjatywie Niemców – ministrowie 16 landów niemieckich podpisali „wspólną deklarację w sprawie zbiorów kolonialnych”. Dzięki niej w kwietniu do Australii wysłano 53 pozycje ze zbiorów instytucji kultury (m.in. z Berlina, Monachium i Stuttgartu). „Die Welt” określił te działania mianem „największego transferu szczątków do Australii”.
Janet Dugdale, dyrektor wykonawcza muzeum w Liverpoolu, także dostrzega zmianę w zachowaniu obecnych zarządców artefaktów. „Trzydzieści lat temu muzea prawdopodobnie mówiłyby: Są w naszej kolekcji, jesteśmy ich właścicielami i dla dobra nauki powinny pozostać w tym kraju, byśmy mogli zgłębiać wiedzę na ich temat” – mówi w rozmowie z „Guardianem”.
Zachodnim muzeom grozi „efekt domina”?
Wielu ludzi ze świata sztuki obawia się jednak „efektu domina”. Wynika to z podejrzeń, że jeśli jedna instytucja zwróci artefakty, kolejne także będą musiały to zrobić. W Wielkiej Brytanii popularny jest termin „dekolonizacji muzeów”, która rzekomo zagraża brytyjskim instytucjom kultury.
Janet Dudgale twierdzi, że tak się nie stanie, jeśli decyzje o zwrocie przedmiotów będą rozważne. Potrzeba do tego odpowiednich dowodów i dokumentacji potwierdzającej własność. A z tym jest często spory problem. Tak czy inaczej, wezwania do zwrotu cennych przedmiotów są dla zachodnich muzeów poważnym wyzwaniem.
„Całkowicie przyznajemy, skąd pochodzą nasze kolekcje” – podkreśla Dugdale. „Jesteśmy otwarci na rozmowy. Jednak nie będzie tak, że nagle wszystkie muzea zostaną pozbawione całej kolekcji. To po prostu nierealne” – dodaje.
Ned David, Aborygen, który odebrał szczątki przodków z Wielkiej Brytanii widzi proste rozwiązanie problemu: „Muzea powinny zobowiązać się do zwrotu przedmiotów, jeśli ludzie, którzy są ich właścicielami, chcą je odzyskać. Powinny traktować ludzkie szczątki, jak bliskich, którzy niedawno odeszli i szanować życzenia ich potomków”.
Dyrektorzy brytyjskich muzeów podkreślają, że należy prowadzić rozmowy z reprezentantami rdzennej ludności, być cierpliwym i otwartym na dialog. Przyznają też, że czasy, kiedy kolekcje uznawano za własność muzeów, bezpowrotnie minęły.
Tym bardziej, że spora część zasobów muzealnych nie jest prezentowana na wystawach. Czasem przez dekady spoczywają w magazynach, podczas gdy w krajach pochodzenia mogłyby być cennymi przedmiotami wystawowymi.
Źródła: Guardian, BBC, Telegraph, CBC