Śmierć jest tutaj na porządku dziennym, a granica życia wynosi nieraz zaledwie 30 lat. Trucizna wnika nie tylko w gleby, ale trafia też do ludzkich organizmów
Agbogbloshie to największy elektrośmietnik na świecie. Powstał na dawnych terenach podmokłych Akry, stolicy Ghany. W okolicy na skutek migracji i zmian demograficznych powstały dzielnice biedy. Na początku nie różniły się tak bardzo od innych slumsów na świecie, dopóki nie powstał tam ogromny, elektryczny śmietnik.
Składowane w Agbogbloshie odpady pochodzą nie tylko z afrykańskich domów. Niektóre przebyły długą drogę z Europy, USA czy Chin. Przypływały kolejne statki z komputerami, lodówkami, telewizorami – czasem pod płaszczykiem pomocy ze strony państw bogatej Europy.
Śmierć tutaj to codzienność
Umieranie w tym miejscu jest na porządku dziennym – 30 lat to sędziwy wiek. Dzieci spalają i rozbierają stary sprzęt elektroniczny, z którego sączy się trująca rtęć. Nad górami resztek, kabli, metali i brudu widać toksyczny dym. Na śmietnisku pasą się krowy – nie wiadomo, czego szukają, bo trawa tutaj zwyczajnie nie rośnie. Może dlatego mają na tułowiu otwarte rany i są przeraźliwie chude. Pod ich nogami spacerują kury.
Naukowcy twierdzą, że Agbogbloshie to najbardziej toksyczne miejsce do życia na Ziemi, które prześcignęło nawet Czarnobyl. Pracujący na wysypisku cierpią na przewlekłe bóle głowy i problemy z oddychaniem, ale nie wszyscy wiedzą, na co umierają.
E-śmieci do Afryki wysyłają m.in. Wielka Brytania i Polska
Mimo prób światowych porozumień m.in. konwencji bazylejskiej i sztokholmskiej, które miały uregulować eksport e-odpadów do krajów rozwijających się, raporty ekologów pokazują, że problem wcale się nie skończył.
Organizacja Basel Action Network śledziła 314 partii wyrzucanego przez europejskie kraje sprzętu. Okazało się, że 19 z nich (6 proc.) zostało wywiezionych poza państwa, gdzie były używane. Większość przetransportowano do krajów rozwijających się w Afryce; w ten sposób stare komputery i monitory z Wielkiej Brytanii, Polski, Hiszpanii, Niemiec czy Włoch znalazły się w Ghanie, Nigerii lub Tanzanii.
„Ze względu na brak odpowiedniej gospodarki odpadami u rozwijającego się odbiorcy, skutkami będą lokalne zanieczyszczenia upraw i narażenie zdrowia ludzi” – ostrzega Basel Action Network.
Co zawierają lodówki czy komputery? Ekolodzy wymieniają toksyczne metale ciężkie, takie jak ołów, kadm i rtęć, a także powodujące raka dioksyny. To wszystko trafia nie tylko do afrykańskiej gleby, lecz także do układu oddechowego i pokarmowego mieszkańców kontynentu.
Ghańczycy jedzą zatrute jajka
W Agbogbloshie najbiedniejsi rozmontowują elektroniczne śmieci, by odzyskać i sprzedać, co się da. W ten sposób dioksyny swobodnie trafiają do gleby, a następnie zjadają je np. kury. Według raportu ekologów jaja kur z wolnego wybiegu, spożywane m.in. w Agbogbloshie, są zatrute.
Dorosły człowiek po zjedzeniu tylko jednego jaja, przekroczyłby limity Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) dotyczące stężenia dioksyn, aż 220 razy.
„Gdyby ktoś zmusił innego człowieka do wdychania lub spożywania trucizny, uznano by to za próbę morderstwa. Jednak każdego dnia producenci elektroniki używają do produkcji środków, które zabijają. I codziennie te same, toksyczne produkty po zużyciu eksportowane są do krajów rozwijających się, a one nie mają nawet najmniejszej zdolności, by sobie z nimi poradzić. Musimy uznać obie te czynności za przestępstwa” – skomentował Jim Puckett, aktywista z organizacji Basel Action Network.
Źródła: Guardian, BBC