Zmieniając polski system edukacji, może sięgnąć po pomysły opracowane w USA? Dzięki temu satysfakcję z nauki będą czerpać zarówno uczniowie, jak i nauczyciele
„Dziesięć Radykalnych Sugestii dla Reformy Szkoły” sformułowano w 1988 r. na potrzeby Coalition of Essential Schools, krajowego projektu reformy opracowanego na Uniwersytecie Browna w Providence pod kierownictwem pedagoga Theodore’a R. Sizera. Propozycje Granta Wigginsa* dotyczą amerykańskich szkół, ale wydaje się, że wiele z nich można wdrożyć nie tylko w Stanach Zjednoczonych, lecz także w Polsce. W kontekście strajku nauczycieli i dyskusji na temat systemu oświaty przypominamy pomysły na zreformowanie szkolnictwa za oceanem.
Nie marnujmy czasu na uczenie
Działania szkoły powinny spełniać co najmniej jeden z trzech podstawowych powodów, dla których każe się uczniom przychodzić na zajęcia: by móc pracować zespołowo, ćwiczyć z nauczycielami, korzystając z ich coachingu, albo zdobyć umiejętności i wiedzę, której nie da się skutecznie przekazać za pomocą druku.
Współcześnie wiedza jest konsekwentnie gromadzona w internecie. Era książek i podręczników, z każdym kolejnym pokoleniem, coraz bardziej odchodzi do lamusa. Koncepcja szkoły jako miejsca, do którego obligatoryjnie muszą przychodzić dzieci i młodzież, nie wypełnia już swojej funkcji.
„Poświęcanie lekcji na wykładanie wiedzy, gdy uczniowie mają podręczniki i zeszyty ćwiczeń, to strata cennego czasu. Aby podnieść i utrzymać standard klasy, konieczne jest zaangażowanie ucznia w samodzielną pracę w domu; to na niej powinna opierać się praca w klasie, a nie ją zastępować albo powielać”*.
Egzaminy końcowe – w rok po zakończeniu szkoły
System oparty o zasadę uczenia się każdej ważnej idei i umiejętności pomija to, że trzy czwarte przekazywanej wiedzy (czy też przewidzianej w programie do zrealizowania) jest przez uczniów zapominane w bardzo krótkim czasie.
Pomysł na sprawdzanie, w jakim stopniu uczniowie zapamiętali to, czego nauczyła ich szkoła, rozpisując egzaminy w rok po ukończeniu programu, wydaje się sensowny. Wszystkim zależy, by absolwenci posiadali ugruntowaną wiedzę i umiejętności, którą będą potrafili wykorzystać w życiu.
„Pierwszorzędnym celem nauczyciela szkoły średniej powinno być pomaganie uczniom w uczeniu się, jak się uczyć. Uczelnie i pracodawcy nie poszukują absolwentów, którzy są zaznajomieni z rozwiązywaniem testów z wiedzy w danej dziedzinie, lecz potrafiących się uczyć, przestrzegających samodyscypliny i na tyle dociekliwych, by potrafili się dowiedzieć, co muszą wiedzieć.”
Przestańmy myśleć o edukacji w kontekście „materiału do zrealizowania”
Zacznijmy myśleć o niej w kategoriach nawyku intelektualnego. Czy potrafilibyśmy wyobrazić sobie trenera piłkarskiego, który mówi: „Zrealizowaliśmy program rzutów rożnych w zeszłym miesiącu!” albo nauczyciela muzyki tłumaczącego się, że „udzielił już jasnego wykładu na temat, jak trzymać palce na strunach gitary”?
Przekonanie o sposobie przyswajania wiedzy i umiejętności przez uczniów jest oparte na błędnych założeniach. Czy nauczyciele są gotowi, by prowadzić lekcje oparte na wnikliwym czytaniu, uważnym słuchaniu i zaangażowanym dialogu z uczniami? Czy możliwe jest skończenie z powierzchownym nauczaniem, wynikającym z realizacji podstawy programowej, z której i tak potem uczniowie mało co pamiętają?
„Wykształcenie przez uczniów nowych nawyków – umiejętności robienia notatek, strategii rozwiązywania problemów w matematyce, nawet nowa wiedza abstrakcyjna, taka jak pojęcie ironii czy inercji, wymaga tego, by uczeń przyswajał nową wiedzę lub umiejętność w kontekście i z różnych perspektyw”.
Czy potrafimy wyobrazić sobie współczesną szkołę, która zamiast definicji, teorii i dat, uczyłaby nawyków intelektualnych? Czy współczesne dzieci są na taką edukację gotowe?
Wszystkie decyzje w drodze konsensusu
Program nauczania, dyscyplina oraz standardy szkoły, to nie dziedziny, w których zwykłe zasady zarządzania, z odgórnym podejmowaniem decyzji, sprawdzają się najlepiej. Powinniśmy nalegać, by wszelkie decyzje, dotyczące np. polityki akademickiej czy polityki szkolnej, były podejmowane w drodze konsensusu, a nie na zasadzie większości głosów danej rady.
Patrzmy na kwestie kadr i czasu z perspektywy trenerów uniwersyteckich drużyn
Osiągnięcie dobrych wyników nie będzie możliwe, jeśli nauczyciel będzie musiał poświęcać czas zbyt wielu podopiecznym. Jeśli szkoły mają oferować dobrą jakość edukacji, stosunek liczby uczniów na jednego nauczyciela nie może być zbyt duży, a zaangażowanie czasowe zbyt małe. Nauczanie w klasach powinno być zorganizowane na wzór treningów piłkarskich, z krótszymi i bardziej intensywnymi blokami zajęć.
„Solidne nauczanie w klasie jest tak samo pracochłonne i czasochłonne, jak dobry trening atletyczny – że stosunek 15:1 [uczniów na nauczyciela – red.], a więc długie bloki czasowe, są koniecznością, a nie przywilejem”.
Priorytetem w reformowaniu systemu powinno być ujęcie kwestii skutecznego nauczania pod kątem spersonalizowanego coachingu.
Nie „planujmy” zmian
Przekonanie, że kluczem do sukcesu jest planowanie, to mit. Nauczyciele tracą mnóstwo czasu na pisanie konspektów, wypełnianie dzienników i realizację napiętej podstawy programowej. Skuteczne nauczanie powinno być oparte na inteligentnej reakcji nauczyciela na zachowanie i pytania ucznia oraz na niespodzianki i odstępstwa od planu, które nieuchronnie muszą się pojawić.
Większość prób reform i zmian w szkolnictwie ma charakter doraźnego, jednorazowego przemeblowania. Tymczasem szkoły powinny próbować różnych zmian jednocześnie, by uniknąć sytuacji, w której nowa grupa przyjmuje zastany model jako jedyny słuszny. Jako że eksperymenty wymagają prób badawczych i kontrolnych, a każda szkoła jest inna, każda z osobna powinna wdrożyć kilka różnych strategii.
„Przyjazna rywalizacja między zespołami nauczycieli, z zachowaniem należytej uwagi i zaufania, z uwzględnieniem podobnych pod względem liczebności grup uczniów, pomogłaby określić, które podejścia działają lepiej. Bez takich badań nie zrozumiemy, dlaczego w niektórych sferach reforma działa, a w innych – już nie”.
Niech wszyscy uczniowie mają takie możliwości nauki, jakby byli prymusami
Celem takiego modelu jest podniesienie standardu szkoły oraz stworzenie silniejszych bodźców intelektualnych. Powinno to dotyczyć wszystkich uczniów – przedmioty rozszerzone i ciekawe zajęcia na wysokim poziomie powinny być dostępne dla wszystkich, a nie tylko dla najbardziej utalentowanych. Są one skrojone pod zainteresowania uczniów i zazwyczaj dużo bardziej wciągające niż standardowe lekcje. Dlaczego uczniowie, którzy są mniej utalentowani albo mniej zmotywowani, powinni zasłużyć na branie udziału w ciekawszych i bardziej wymagających zajęciach?
„Zbudowanie solidnego gruntu – w terminologii Davida Perkinsa z Uniwersytetu Harvarda – pomoże mniej zdolnym studentom. Zamiast ignorować ich potrzeby, powinniśmy na nie odpowiedzieć, upraszczając pracę na lekcjach, co uczyni je bardziej interesującymi. Fizyka z natury nie jest trudniejsza od biologii. Każdy może czytać Shakespeare’a, jeśli ma odpowiednie wsparcie”.
Stwórzmy system ocen bazujący na bodźcach
Musimy się zastanowić nad zmianą obecnego systemu oceniania uczniów. Dzisiejsze ocenianie często staje się samospełniającą się przepowiednią: „Adaś? Adaś jest raczej trójkowym uczniem”. Dziecko, bez względu na rzeczywistość, w końcu uwierzy, że faktycznie po prostu takie jest. Oceny stały się symbolami standardów danego nauczyciela, a nie sposobem na wyrażenie standardów nauczania.
„W idealnej szkole, oceny w znanym nam znaczeniu powinny odgrywać minimalną rolę – tak jak w przypadku ocen z WF-u czy ocen w klasie teatralnej. W trakcie nauki tych przedmiotów studenci uczą się oceniać siebie samych, porównując swoje umiejętności do innych. Progres – oraz samouświadomienie standardów – przychodzą w trakcie sukcesywnego porównywania i konstruktywnej informacji zwrotnej, a nie dzięki językowi suchej oceny, z której wynika pusta pochwała albo nagana. Ocenianie powinno uczyć standardów, a nie tylko je egzekwować”.
Testujmy wiedzę uczniów przed i po procesie kształcenia
Choćby dla samej satysfakcji szkoły, ale również dla realnego mierzenia postępów. Głosy krytyki pod adresem standardowych testów są uzasadnione, ale niemądrze byłoby ignorować konieczność formułowania ocen i wniosków na temat ogólnej efektywności szkolnictwa.
„Uczciwy test efektywności szkoły nie powinien polegać na samych wynikach uczniów czy liczbie finalistów olimpiad, ale na względnym postępie uczniów w nauce w obrębie danych klas. Dobre szkoły to te, które wykazywałyby najszybszy postęp podopiecznych, a niekoniecznie te, których uczniowie zdobywają najlepsze wyniki na olimpiadach naukowych”.
To szkoły, a nie uczelnie, powinny być pierwszym „domem” naukowców
Szkoły powinny zatrudniać pedagogów posiadających kwalifikacje do prowadzenia badań naukowych – jeśli to tylko możliwe. Pod okiem obserwatorów, dyrektorów i przewodniczących wydziałów, badania powinny skupiać się na nowych rozwiązaniach oraz specyficznych problemach danej szkoły.
Taka metoda wymaga zaktywizowania i zaangażowania emerytowanych nauczycieli z bardzo dużym doświadczeniem, którzy badaliby jakość edukacji, gdyż aktywni nauczyciele mogliby wypaczać wyniki ze względu na własne interesy.
„W tej idei zawiera się przekonanie, że różnice pomiędzy szkołami są bardziej istotne niż ich podobieństwa”. Sugestie te, choć mogą wydawać się beznadziejnie idealistyczne, dotyczą podstawowych i często zaniedbywanych słabości naszych szkół średnich. Musimy być otwarci na rozważanie z otwartym umysłem nawet najbardziej nieortodoksyjnych propozycji i być gotowymi na ryzyko porażki niektórych eksperymentów, zanim osiągniemy naprawdę znaczący poziom reformy edukacji”.
*Grant Wiggins (1950-2015) – reformator systemu szkolnictwa w Stanach Zjednoczonych, dyrektor badań na podstawą programową oraz nauczaniem w ramach Coalition of Essential Schools.
Źródło: 10 Radical Suggestions for School Reform, 1988
*Wszystkie cytaty pochodzą z listy postulatów opracowanych przez Granta Wigginsa