ElectroMobility Poland do 2023 r. planuje wystartować z produkcją samochodu elektrycznego. Realizacja ambitnego planu może natrafić jednak na poważną przeszkodę
ElectroMobility należy do czterech dużych koncernów energetycznych: PGE, Enei, Energi oraz Tauronu. Pod uwagę jest brane 17 lokalizacji dla fabryki polskich samochodów elektrycznych. Nawiązano już współpracę z 11 globalnymi partnerami, którzy rozpoczęli pracę nad maszynami. Za dwa-trzy lata trafią one do Polski, dzięki czemu ruszy produkcja testowa.
„Misją ElectroMobility Poland SA jest wprowadzenie Polski w erę elektromobilności.” – czytamy na stronie internetowej spółki. Bardzo dużo miejsca poświęca się tam mobilności elektrycznej jako technologii przyszłości. Jednak patrząc na szerszy kontekst, okazuje się, że prąd do nowych samochodów będzie pochodził ze spalania węgla, chyba że w niecałe cztery lata Polsce udałoby się zreformować sektor energetyczny, co jest jednak mało realne.
Spore ambicje gigantów energetycznych
Wdrożenie w życie pomysłu polskiego samochodu elektrycznego będzie kosztownym przedsięwzięciem. Prezes Michał Zaremba koszty fabryki, która produkowałaby 100 tys. maszyn rocznie, szacuje na 2 mld zł. Pracę w niej miałoby znaleźć nawet 3 tys. osób, a standard jej wykonania ma być zgodny z wymogami przemysłu 4.0, jednak z racjonalnym podejściem do automatyzacji.
Jak powiedział w wywiadzie dla PAP Zaremba, większość elementów do produkcji samochodu elektrycznego jesteśmy w stanie wytworzyć w Polsce. Największym problemem mogą się okazać baterie, ponieważ w Europie technologia ta jest dopiero w fazie rozwoju. „W tym zakresie koncerny polegają na dostawcach, którzy są zlokalizowani poza Europą – zapowiedział Zaremba.
Ministerstwo Energii prowadzi już rozmowy w celu pozyskania nowych udziałowców firmy, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Minister Krzysztof Tchórzewski, podczas posiedzenia sejmowej komisji do spraw energii i Skarbu Państwa, poinformował, że „ponad 50 proc. będzie udziału kapitału polskiego, a w dalszej części nie wykluczamy udziału kapitału zachodniego”.
Skąd wziąć prąd?
Jak pisaliśmy na początku roku, ceny produkcji energii elektrycznej w Polsce rosną, choć klienci indywidualni jeszcze tego nie odczuwają, ze względu na zamrożenie cen. Jednakże przemysł dotknął już wzrost kosztów, najbardziej uderzając w branże energochłonne.
Na początku kwietnia Urząd Regulacji Energetyki już po raz drugi w tym roku zaalarmował, że w lecie może nas czekać blackout. Według URE rezerwa prądu na lato wynosi 9 proc., co oznacza, że w przypadku szczególnie upalnego lata mogłaby być ona niewystarczająca.
Na zupełnie innym stanowisku stoi Ministerstwo Energii, które w oświadczeniu deklaruje, że zagrożenia związanego z bilansem mocy nie ma. Ciężko ocenić, która wersja jest bliższa prawdy. Jeżeli jednak wizja elektromobilności ma się ziścić, a samochody elektryczne mają być jedną z broni w walce ze smogiem, potrzebujemy nowych źródeł energii.
Źródła: money.pl, PAP, rmf24.pl