Wygląda na to, że ludzkość jest coraz bliżej ostatecznego rozprawienia się ze śmiercią. To, o czym śnili nasi przodkowie, już niedługo może stać się rzeczywistością. Ale co na to wszystko planeta, na której żyjemy?
Osiągnięcie nieśmiertelności było marzeniem ludzkości niemal od zarania dziejów. Z drugiej strony pogoń za ziemską nieśmiertelnością odbywała się zwykle wśród głosów przeciwnych wydłużaniu życia w nieskończoność. Wiele argumentów na rzecz istotnej roli śmiertelności przyniósł wiek XX. W 1922 r. czeski pisarz Karel Čapek stworzył dramat Sprawa Makropulos, którego bohaterka, Elena, stała się nieśmiertelna dzięki wypiciu eliksiru życia.
Kobieta staje się wprawdzie gwiazdą europejskich scen operowych, a doświadczenie zdobyte w trakcie 342 lat życia pozwala jej na osiąganie kolejnych sukcesów, lecz wszystko to niewiarygodnie ją nudzi. W końcu Elena decyduje się na to, by nie zażyć kolejnej dawki eliksiru, a więc popełnia swego rodzaju samobójstwo.
Odwieczne marzenie ludzkości
Jeszcze dalej idzie Jorge Luis Borges w opowiadaniu pt. Nieśmiertelny. Obraz nakreślony przez argentyńskiego pisarza nie ma jednak nic wspólnego z idyllą – mieszkańcy miasta nieśmiertelnych popadają w kompletny marazm, zanika pismo, mowa, stosunki międzyludzkie, słowem: upadają fundamenty kultury. Świadomi, że w nieskończonym kontinuum i tak prędzej czy później musi wydarzyć się wszystko, co możliwe, nieśmiertelni decydują, by nie robić nic. Wszystko to oparte jest na typowo greckim przekonaniu o tym, że śmierć jest katalizatorem kultury.
Krótko mówiąc ‒ jeśli wszelkie dzieła i wielkie czyny powstają po to, by człowiek mógł zostawić po sobie jakiś trwały ślad, to perspektywa nieśmiertelności pozbawia nasze trudy sensu, bo i tak będziemy – i to w sposób bardziej konkretny niż jakieś „ślady”, które mielibyśmy pozostawić.
O nieśmiertelności ponownie zrobiło się głośno w latach 70. za sprawą brytyjskiego etyka Bernarda Williamsa i jego artykułu: Sprawa Makropulos: Refleksje nad nudą nieśmiertelności. Filozof wskazał w nim dwa warunki (trwała identyczność osobowa oraz atrakcyjność projektów i celów), w których nieśmiertelność mogłaby być dla człowieka znośna, stwierdzając jednocześnie, że są one niemożliwe do spełnienia. Kilkanaście lat później na artykuł odpowiedział John Martin Fischer, który ocenił, że wszystko jest kwestią odpowiedniej organizacji życia ‒ jeśli będziemy umiejętnie dysponować powtarzalnymi przyjemnościami, to nieskończenie długie życie może być całkiem atrakcyjne.
Pod koniec XX w. na temat nieśmiertelności wypowiedział się także polski futurolog Stanisław Lem. W tekście Spór o nieśmiertelność zgodził się wprawdzie z tezą o śmierci jako katalizatorze ewolucji, lecz z drugiej strony – z nieskrywaną egzaltacją – pisał o możliwości odwrócenia procesów starzenia: „Gdyby taki zamysł mógł się powieść, oznaczałby, moim zdaniem, największy triumf człowieka, będący zwycięstwem nad powszechnością nie dającej się zawrócić ewolucji”.
Zejdźmy na ziemię!
Nie sposób powstrzymać wrażenia, że rzeczywistość po raz kolejny okazała się ciekawsza niż przewidywania filozofów, etyków czy futurologów. Dzisiejsze argumenty przeciw ludzkiej nieśmiertelności mają już niewiele wspólnego z metafizyką, ewolucją czy nawet nudą. Im bliżej jesteśmy osiągnięcia wymarzonego przez alchemików celu, tym bardziej sprawy zaczynają schodzić na ziemię, a konkretnie na pole… wydajności naszej planety.
Perspektywa przynajmniej znacznego wydłużenia ludzkiego życia, a być może nawet swego rodzaju nieśmiertelności, zaczyna być niepokojąco bliska. Rzecz jasna mowa tu nie o jakiejś magicznej nieśmiertelności, która sprawiałaby, że człowieka nie da się w ogóle zabić, lecz np. o zatrzymaniu procesów starzenia. Jeśli tak, dość szeroko, zdefiniujemy nieśmiertelność, to zdaniem Abigail Sawyer z Uniwersytetu Technologicznego Queensland osiągnięcie jej będzie możliwe w ciągu kilku dekad. Badaczka wspomina m.in. o inicjatywie Dmitra Itskova, który do 2045 r. planuje osiągnąć nieśmiertelność poprzez… wgranie swojego mózgu do komputera.
Futurolog dr Ian Pearson przewiduje z kolei, że osoby, które obecnie są przed czterdziestką, dożyją czasów, w których śmierć przestanie być nieodłączną częścią życia. Naukowiec wskazuje trzy główne drogi do osiągnięcia tego celu. Pierwsza z nich związana jest z odnawianiem bądź wymianą zużytych części ciała. Z powodzeniem stosowane są już sztuczne serca, wątroby czy nerki, które oczywiście wymagają dalszych udoskonaleń, ale już teraz pokazują swój potencjał.
Drugi sposób polega na użyciu ciał-robotów, które miałyby zastąpić ciała i być kompatybilne z danymi z naszego mózgu. Pearson prognozuje nawet, że najbogatsi mogliby posiadać wiele takich ciał-androidów i zmieniać je w zależności od potrzeb czy nastroju. Trzecia droga jest najbliższa koncepcji obranej przez Itsakova – nieśmiertelne życie miałoby się toczyć w wirtualnej rzeczywistości.
Z pewnością najbardziej konkretne i uchwytne są osiągnięcia związane z pierwszą drogą do nieśmiertelności. Problem jednak w tym, że to właśnie ona generowałaby największe problemy dla środowiska, w którym żyjemy.
Co na to wszystko nasza planeta?
Gdyby Ziemia mogła wyrazić swoje zdanie na temat nieśmiertelności, to można przewidywać, że byłoby w nim zdecydowanie mniej entuzjazmu niż w wypowiedziach Pearsona. Nasza planeta jest oczywiście bogata w zasoby, ale nie oznacza to wcale, że jej wydolność jest nieograniczona. Liczba organizmów, których potrzeby może zaspokoić, jest skończona – szczególnie jeśli pod uwagę weźmiemy organizmy tak bardzo wymagające i ekspansywne, jak ludzie. Śmierć jest więc sprzymierzeńcem Ziemi – pozwala równoważyć relacje między środowiskiem a człowiekiem.
John Cains Jr., biolog z Uniwersytetu w Blacksburg, wskazuje dwa główne zagrożenia związane z potencjalną nieśmiertelnością. Pierwsze z nich ma związek z przeludnieniem – jeśli ludzie przestaną umierać, a wciąż będą chcieli posiadać potomstwo, Ziemia stanie przed nie lada wyzwaniem. Naukowiec twierdzi, że jeśli ludzie nie podejdą wtedy z szacunkiem do środowiska, to inteligencja będzie słusznie potraktowana jako błąd w ewolucji, a istoty w nią wyposażone zostaną skazane na wymarcie.
Drugi problemem z nieśmiertelnością wiąże się z zachwianiem stosunku ludzi młodych i pracujących do starszych, którzy uprawnieni są do pobierania emerytur i rent. Naukowiec wskazuje, że stan ten prowadziłby niechybnie do wojen, które – według niego – są największym zagrożeniem dla planety. Biolog zdaje się jednak nie zauważać, że wraz z rozwojem medycyny procesy starzenia mogą zostać znacznie spowolnione bądź wręcz zatrzymane.
Powtórka z greckiej tragedii?
Poważniejszym od zachwiania systemów emerytalnych problemem jest przeludnienie. Jak rozwiązać ten problem po osiągnięciu nieśmiertelności tak, by udowodnić, że nie jesteśmy jednak błędem w ewolucji zasługującym na zagładę? Na razie można wskazać jedno rozsądne, choć nieco drastyczne, rozwiązanie. Osoby decydujące się na posiadanie dzieci powinny wtedy zobowiązywać się do tego, że… umrą, zwalniając jednocześnie przestrzeń dla potomstwa i wyrównując rachunki ze środowiskiem.
Należy przypuszczać, że wybór, przed którym zostaliby wtedy postawieni ludzie, dołożyłby wiele do dotychczasowego pojęcia tragizmu. Mieć dzieci czy żyć wiecznie? Dać szanse nowym osobnikom czy egoistycznie trzymać się własnego istnienia? Oba pytania z powodzeniem mogłyby posłużyć za temat greckim tragikom, ale być może już niedługo to my będziemy zmuszeni na nie odpowiedzieć.