Po atakach na meczety w Christchurch władze Nowej Zelandii planują przeprowadzenie demilitaryzacji za pomocą ustaw. Jednak już teraz obywatele zaczynają samodzielnie oddawać broń policji
Jeszcze przed tygodniem taka akcja społeczna nawet nie śniła się przeciwnikom prawa zezwalającego na posiadanie broni w Nowej Zelandii. 30 minut i śmierć 50 osób zmieniło więcej niż lata społecznych kampanii. 28-letni Brenton Tarrant, sprawca ataku w Christchurch, budzi ostre kontrowersje w środowisku skrajnej prawicy. Zamachowiec, który z jednej strony uzasadniał ataki ideą supremacji białej rasy, z drugiej – przyczynił się bowiem do rozpoczęcia fali obywatelskiej demilitaryzacji.
Wymowne słowa nowozelandzkiego farmera
Światowe media cytują słowa Johna Harta, nowozelandzkiego farmera, który w mediach społecznościowych wskazał motywacje dla decyzji o oddaniu broni w ręce policji.
„Proces był prosty. Wypełniłem formularz i oddałem broń. Obyło się bez zadawania pytań. Do dzisiaj byłem jednym z Nowozelandczyków, którzy posiadali półautomatyczny karabin. Na farmie są one użytecznym narzędziem w niektórych okolicznościach, jednak moja wygoda nie przeważa nad ryzykiem niewłaściwego użycia broni” – napisał Hart. „Nie potrzebujemy ich [broni – red.] w naszym kraju. Musimy mieć pewność, że to się nie powtórzy” – podkreślił.
Wezwanie farmera poruszyło wielu obywateli, którzy postąpili w podobny sposób. Jak podaje „Rzeczpospolita”, w Nowej Zelandii pozwolenie na broń ma ok. 300 tys. osób. Łącznie posiadają one ok. 1,5 mln sztuk broni – wśród nich zarejestrowano ok. 7 tys. pistoletów samopowtarzalnych, podobnych do broni, której użył zamachowiec w Christchurch. Z ustaleń śledczych wynika, że oprawca zakupił ją przez internet.
Władze ograniczą dostęp do broni
Walkę o ograniczenie dostępu do broni rozpoczęła premier Nowej Zelandii Jacinda Ardern, która zapowiedziała rozwiązania ustawowe. Parlament ma zająć się sprawą w trybie pilnym, a z doniesień mediów wynika, że odpowiednia ustawa będzie gotowa już w kwietniu. Wiadomo już jednak, że zakazana będzie sprzedaż najbardziej śmiercionośnych broni, czyli karabinów półautomatycznych i szturmowych.
Wezwaniom do ograniczenia przemocy ulegli też przedsiębiorcy i niektórzy właściciele sklepów sprzedających broń. Na wycofanie jej ze swojej oferty zdecydował się m.in. popularny w Nowej Zelandii serwis sprzedażowy Trade Me.
Sprawa reakcji nowozelandzkich władz na tragedię w Christchurch jest ważna także ze względu na kontekst historyczny i kulturowy. Gdyby słowa premier Jacindy Ardern o ustawie ograniczającej dostęp do broni padły przed tragedią w Christchurch, mogłyby to poważnie zaszkodzić jej kadencji.
Nowozelandczycy są przyzwyczajeni do łowiectwa i myśliwskich tradycji przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Posiadacze broni najczęściej deklarują, że jest im ona potrzebna do samoobrony przed drapieżnikami. Z danych BBC wynika, że posiada ją ponad 30 proc. obywateli. Do tej pory pistolet mógł kupić już nastolatek, a karabin – osoba 18-letnia. Jednak ominięcie ograniczeń wiekowych i formalnych nie stanowiło problemu.
Spontaniczna demilitaryzacja to wciąż symboliczna zmiana. Wywołała poruszenie nie tylko wśród obywateli Nowej Zelandii, ale także na całym świecie.
Tak bliska skrajnej prawicy idea wyższości białej rasy mocno oddziałuje na ludzi młodych, podatnych na manipulację. Podobne hasła wpłynęły także na Brentona Tarranta. W opinii wielu specjalistów okrutny czyn zamachowca z Christchurch jest efektem pobłażliwości, jaką władze okazują rosnącym w siłę nacjonalizmom i idącym z nim antywartościom: ksenofobii i rasizmowi.