Sztab Donalda Trumpa przeczesał miliony kont na Facebooku, żeby znaleźć ludzi ubierających się w dżinsy Wranglera. I uderzył do nich z propagandą, zakładając, że mają poglądy raczej prawicowe
Christopher Wylie, kiedyś zatrudniony przez Cambridge Analytica, ujawnia coraz więcej pikantnych szczegółów skandalu, który wybuchł w zeszłym roku. Firma – wykorzystując fortel, czyli internetową ankietę – zdobyła personalne dane 87 mln użytkowników Facebooka (m.in. nazwisko, miejsce zamieszkania, zainteresowania). A następnie wykorzystała te dane do przygotowania kampanii wyborczej dla dwóch kandydatów na prezydenta USA: Donalda Trumpa i republikańskiego senatora Teda Cruza.
Okazuje się, że jedną z kluczowych informacji o przechwyconych użytkownikach Facebooka były polubione przez nich marki odzieżowe. Wylie mówił o tym podczas niedawnej konferencji Business of Fashion.
Jaki związek ma upodobanie do konkretnych marek z podatnością na populistyczne prawicowe hasła?
Otóż osoby lubiące tradycyjne amerykańskie marki, takie jak Wrangler, zostały zaklasyfikowane jako konserwatywne, a więc potencjalnie jako osoby otwarte na protrumpowski przekaz. Z kolei upodobanie do marki Kenzo czy Abercrombie & Fitch miało świadczyć o liberalnych poglądach.
Do pierwszych z punktu widzenia Trumpa warto uderzyć, np. zmotywować ich, żeby poszli głosować i przekonywali do jego kandydatury. I można do nich uderzyć, skoro ma się ich nazwiska i miejsca zamieszkania. Z kolei do fanów Abercrombie & Fitch nie ma sensu (statystycznie rzecz biorąc) się zwracać.
Model opracowany przez Cambridge Analytica był w rzeczywistości jeszcze bardziej skomplikowany – analizowano upodobania modowe fejsbukowiczów, opracowując matrycę korelacji między markami odzieżowymi i cechami osobowości ich fanów.
Kiedy sprawa wyszła na jaw – jeszcze bez szczegółów modowych – wartość akcji Facebooka w ciągu zaledwie kilku dni spadła o ponad 100 mld dol., a Mark Zuckerberg musiał tłumaczyć się w Kongresie i publikował w największych gazetach wielu krajów reklamy z przeprosinami dla użytkowników portalu.
Warto zdawać sobie sprawę, że w całej sprawie skandaliczne było wykorzystanie personalnych danych (nazwisko, miejsce zamieszkania). Bo to, że Facebook sprzedaje dane i upodobania swoich użytkowników – ale bez ujawniania ich personaliów – nie jest żadną niespodzianką, tylko przeciwnie, powszechnie znanym modelem biznesowym Marka Zuckerberga.
Jeśli np. firma X chce pokazać swoją reklamę wszystkim fejsbukowiczom z Warszawy, którzy interesują się hip-hopem, to może to sobie załatwić kilkoma kliknięciami. Wystarczy zapłacić Facebookowi, a on pokaże reklamę tym właśnie ludziom (ale nie przekazując firmie X ich nazwisk i miejsc zamieszkania).