Z każdym kolejnym rokiem polska armia kupuje coraz więcej broni w Stanach Zjednoczonych. Otrzymamy zaawansowane technologie militarne, ale pomimo miliardowych wydatków nadal nie będziemy mogli ich sami produkować
W 2018 r. Polska podpisała umowę na dwa zestawy baterii Patriot za 16 mld zł. Z kolei w lutym złożono podpis pod umową na dostarczenie systemu wyrzutni rakietowych HIMARS za 1,5 mld zł. Wokół zakupów narosło jednak wiele wątpliwości, a finalne efekty znacząco różnią się od deklarowanych.
Politycy odtrąbili sukces, a przemysł został na lodzie
Podjęcie decyzji o zakupie Patriotów wymagało aż 10 lat analiz i trzech lat negocjacji. Zamiast zapowiadanych ośmiu baterii zakupiliśmy dwie. Eksperci liczyli, że dzięki temu zakupowi polska armia zyska kompetencje do wdrożenia modułu dowodzenia IBCS w całych siłach zbrojnych, a także zdolności do produkowania rakiet przeciwlotniczych oraz know-how potrzebne do produkcji sprzętu radiolokacyjnego.
„Pierwszy warunek został spełniony tak naprawdę tylko częściowo, bowiem dostaniemy IBCS i to jest bardzo dobra wiadomość. Jednak już teraz powinniśmy poznać harmonogram jego zastosowania w innych systemach, jak choćby Narew. Tymczasem tego w ogóle nie ma. Mówi się tylko, że można będzie go wykorzystywać, ale szczegółów nie podano” – komentował tuż po podpisaniu umowy na Patrioty Maksymilian Dura, ekspert wojskowy portalu Defence24.pl. Jeśli chodzi o pozyskanie know-how, wszystkie plany zostały przesunięte do realizacji w dopiero drugiej fazie programu Wisła.
Z kolei w przypadku wyrzutni HIMARS polskim negocjatorom udało się zbić cenę z 655 do 414 mln dol., ale wynikające z tego straty są ogromne. „Z powodu braku offsetu i transferu technologii (licencji) za serwis i modernizację systemu również będą odpowiadać Amerykanie i to oni uzyskają korzyści finansowe z tego tytułu, a te w okresie eksploatacji zapewne przekroczą koszty samego zakupu” – ocenił na łamach „Dziennika Zbrojnego” Tomasz Dmitruk.
Wiele wątpliwości i wiele rozczarowań. Tak można w skrócie określić dotychczasowe wrażenia ekspertów z rozbudowywania potencjału polskiej armii. Ministerstwo Obrony Narodowej podkreśla, że różnice pomiędzy deklarowanymi zakupami a efektem finalnym są konsekwencją ograniczonego budżetu.
Według prof. Daniela Boćkowskiego HIMARS jest „kropelką w całym morzu zadań, które mamy w ramach struktury NATO”. Na antenie Polskiego Radia prof. Boćkowski stwierdził, że modernizując armię, nie można zatrzymać się na obecnym etapie. „Bo to jest też ważne, aby być komponentem do działania w ramach całego NATO na tej wschodniej flance. I bez wątpienia powinniśmy iść w kierunku rumuńskim, czyli mieć przynajmniej trzy dywizjony, jeżeli chcemy mieć realną siłę odstraszającą” – ocenił ekspert.
Rosyjskie media: HIMARS to broń ofensywna
Zakupy rządu w Warszawie skomentował na łamach dziennika „Izwiestia” ekspert wojskowy Andriej Frołow. Jak ocenił, polska armia jest relatywnie mała, ale wyróżnia się na tle innych europejskich sił zbrojnych. Zdaniem komentatora zakupy nowej broni wymierzone są w Rosję, a potencjalny konflikt zbrojny należy prognozować jako starcie między NATO, którego Polska jest częścią, a Federacją Rosyjską.
„W ostatnich latach Warszawa poważnie wzmacnia wydatki na obronę, trwa kilka programów zakupów. Ambicje są dość poważne. Nie zawsze na ich realizację wystarcza Polakom pieniędzy, ale uparcie i konsekwentnie doprowadzają wszystko, co zaplanowano, do końca” – napisał Frołow.
Rosyjski ekspert nie pozostawia jednak złudzeń co do ofensywnych możliwości Polski względem Rosji. „Naszym głównym środkiem walki przeciwko HIMARS jest teraz zestaw artyleryjsko-rakietowy Pancyr S-1 i w perspektywie Pancyr-SM. Oprócz tego zadania te mogą spełnić zestawy rakietowe Buk i Tor, nie mówiąc już o systemach obrony przeciwlotniczej marynarki wojennej” – podkreślił.
Źródła: altair.com.pl,.money.pl, dziennikzbrojny.pl, polskieradio24.pl, forsal.pl, iz.ru