Pakistan nie po raz pierwszy w historii, pod wpływem konfliktu z Indiami, zakazuje bollywoodzkich produkcji. Publiczność wcale nie jest jednak zachwycona, a paradoksalnie najbardziej ucierpieć mogą pakistańska kultura i przemysł filmowy
Konflikt pomiędzy Indiami i Pakistanem, którego punktem zapalnym pozostaje Kaszmir, ciągnie się z różnym natężeniem od 1947 r. Ale miłość do Bollywood być może łączy jednak mieszkańców obu krajów. Stolicą indyjskiego przemysłu filmowego jest oczywiście Bombaj, ale nazwą tą określa się ogólnie kinematografię indyjską, o ile pokazuje rozterki sercowe bohaterów okraszone żywiołową muzyką i barwnymi scenami tanecznymi. To gatunek bardzo lubiany w Pakistanie – według Hassana Zaidiego, pakistańskiego dziennikarza i filmowca cytowanego przez BBC, ok. 70 proc. dochodów tamtejszego przemysłu filmowego pochodzi właśnie z produkcji indyjskich. W ostatnich latach stanowią one 60 proc. repertuaru kin; za nimi plasują się hollywoodzkie superprodukcje, pozostawiając rodzime kino daleko w tyle.
Pakistan zakazuje bollywoodzkich filmów
Sytuacja pomiędzy dwoma krajami ponownie zrobiła się napięta w lutym. Najpierw w indyjskiej części Kaszmiru zamachowiec samobójca, należący do radykalnej muzułmańskiej organizacji, zaatakował konwój indyjskiej policji. Zginęło ponad 40 osób. Sprawca należał do Jaish-e-Mohammed (JeM, pol. Armia Mohameta), organizacji, która przeprowadza zamachy z terytorium Pakistanu. To jeden z najbardziej krwawych zamachów od lat, dlatego rząd w New Delhi zdecydował się zareagować i przeprowadzić nalot na obóz terrorystów znajdujący się w Pakistanie.
Właśnie wtedy władze w Islamabadzie, oprócz odpowiedzi w postaci zbrojnego kontrataku i strącenia indyjskiego myśliwca, wprowadziły filmowe ograniczenia.
Najpierw Pakistańskie Stowarzyszenie Dystrybutorów Filmowych (Pakistan’s Association of Film Exhibitors) poinformowało, że zakazuje wypuszczania na rynek bollywoodzkich filmów, a w marcu sąd najwyższy orzekł, że żadna indyjska treść nie może być transmitowana w pakistańskiej telewizji. Zakaz dotyczy nie tylko filmów, ale także seriali czy reklam.
„Kto chciałby oglądać indyjskie treści, podczas gdy Indie wkraczają w granice naszego kraju?” – powiedział jeden z sędziów po wprowadzeniu zakazu.
W kogo tak naprawdę uderzy zakaz?
Wielu Pakistańczyków wychowało się jednak na bollywoodzkich produkcjach, a miłość do kina zwycięża z patriotyzmem. „Dorastałem, oglądając Shah Rukha Khana, Aamira Khana i Salmana Khana (bollywoodzcy aktorzy – red.)” – powiedział telewizji BBC Ali Shiwari, który, zainspirowany indyjskim kinem, zaczął studiować film na uniwersytecie. „Upłynie dużo czasu, zanim znajdziemy kogoś takiego jak oni w naszej kinematografii” – podkreślił.
Co ciekawe, indyjski przemysł filmowy ma kluczowe znaczenie dla utrzymania i rozwoju kinematografii pakistańskiej. Pokazuje to jasno historia podobnych zakazów z przeszłości – najdłuższy do tej pory trwał 40 lat – od 1965 do 2005 r. Bankrutujące kina w Pakistanie przekształcano wtedy w sale weselne i centra handlowe. Po zniesieniu zakazu publiczność szybko wróciła do sal kinowych, a rodzimy przemysł nabrał wiatru w żagle: zdaniem ekspertów to właśnie ten krok zachęcił wielu pakistańskich filmowców do powrotu na plan.
Poza tym zakaz wydaje się niemożliwy do utrzymania na dłuższą metę. Dziennikarz filmowy Rafay Mahmood w rozmowie z BBC wyjaśnia, że w kraju działa ok. 120 kin. Jeśli średni okres wyświetlania dobrego filmu wynosi około dwóch tygodni, to – według jego szacunków – pakistańskie kina muszą pokazywać co najmniej 26 nowych filmów rocznie, by utrzymać się w biznesie. Z kolei pakistański przemysł wypuszcza zaledwie 12–15 produkcji rocznie. I jak zauważa Mahmood, nie przyciągają one dużej publiczności.
Kino w Kaszmirze
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja kinomanów i twórców w spornym Kaszmirze. Minęło 30 lat, odkąd islamscy separatyści zaczęli zamykać kina w regionie. Wraz z narastaniem konfliktu większość kaszmirskich kin została przekształcona w garnizony dla sił bezpieczeństwa, szpitale czy centra handlowe.
Zamykanie kin rozpoczęło się w 1989 r. Radykalni muzułmańscy bojownicy, którzy zorganizowali zbrojną rebelię przeciwko Indiom, zaczęli krytykować oglądanie filmów na dużym ekranie, korzystanie z barów czy salonów kosmetycznych jako sprzeczne z naukami islamu. Zagrozili, że każdy, kto nie zastosuje się do ostrzeżeń, zostanie ukarany śmiercią.
W stolicy regionu, Śrinagarze, lokalny indyjski biznesmen planuje jednak otworzyć nowe kino jeszcze w tym roku. „Chcę, by młodzi ludzie mogli korzystać z takiej samej rozrywki jak ich rówieśnicy w innych częściach Indii” – powiedział Vijay Dhar dziennikowi „Guardian”.
Ale nie wszyscy mieszkańcy miasta pozytywnie zareagowali na pomysł otwarcia nowego kina. „Chciałbym zobaczyć film, ale byłbym zdenerwowany. To nie jest dobry pomysł, ponieważ w tym momencie sytuacja nie jest najlepsza” – stwierdził jeden z mieszkańców. „Patrząc na ten rozlew krwi, uważam wyjście do kina za sprawę zupełnie trywialną” – skomentował właściciel jednego z hoteli.
Trudno przewidzieć, czy w skonfliktowanym regionie kinomani będą mogli czuć się bezpiecznie podczas seansu.
Po 1996 r., przy finansowym wsparciu władz, próbowano uruchomić ponownie trzy kina. Pomimo ogromnych środków bezpieczeństwa w dzień otwarcia jednego z nich bomba zabiła uczestnika seansu i zraniła wielu innych. Pozostałe kina nie były tłumnie odwiedzane, więc ponownie je zamknięto.
Dhar zapowiada jednak, że będzie dążył do otwarcia kina, aby odzyskać jakiekolwiek poczucie względnej normalności, utracone w ciągu dekad rozlewu krwi. „Młodzi ludzie potrzebują sportu, rozrywki i sztuki. Chodzenie do kina to tylko część normalnego życia towarzyskiego” – podkreślił.
Źródła: BBC, Reuters, Guardian, Al Jazeera