Shamima Begum, w wieku zaledwie 15 lat, opuściła Wielką Brytanię, udając się w serce Państwa Islamskiego, gdzie wyszła za mąż i urodziła dzieci.
Po upadku samozwańczego kalifatu i śmierci dwójki potomstwa chciała wrócić na Wyspy, by jej kolejne dziecko miało szanse na przeżycie. Powrót jest jednak niemożliwy, bo brytyjskie władze pozbawiły ją obywatelstwa. Jej dziecko zmarło w obozie dla uchodźców niedługo po ogłoszeniu tej decyzji.
Pomimo zakazu wjazdu do innych europejskich krajów, do Wielkiej Brytanii mogłaby przyjechać inna kobieta, której mąż zaangażowany jest w konflikt syryjski, a ona sama aktywnie go wspiera. Jest nią Asma al-Asad, urodzona na wyspach żona dyktatora. Shamimę media okrzyknęły „panną młodą dżihadu”. O Asmie mówi się czasem, że jest „żoną rzeźnika” albo „pierwszą damą piekła”. Syryjscy aktywiści, zrzeszeni wokół działającej w Londynie Syria Solidarity Campaign, pytają: czy i jej nie należałoby pozbawić obywatelstwa?
Róża pustyni
Amerykańscy czytelnicy o Asmie al-Asad mogli przeczytać w opublikowanym w marcu 2011 r. na łamach „Vogue’a” artykule zatytułowanym „Róża pustyni”. Jawi się w nim jako nowoczesna kobieta, która na pierwszy rzut oka mogłaby równie dobrze być pierwszą damą któregoś z europejskich krajów. Ma klasę, wygląd i figurę modelki, w dodatku jest świetnie wykształcona. Czyż nie tego właśnie postępowy Zachód życzy kobietom na Bliskim Wschodzie?
Autorka artykułu, podobnie zresztą jak wielu analityków, nie przewidziała, że wkrótce po jego publikacji antyrządowe protesty przerodzą się w otwarty konflikt zbrojny. Do tej pory rządzone przez klan Asadów społeczeństwo Syrii było zastraszone. Od czasu, gdy na początku lat 80. ojciec obecnego prezydenta Hafiz al-Asad krwawo stłumił bunt w Hamie, o polityce zwykle nie rozmawiano, a na pewno nie krzyczano na ulicach.
Jednak na początku 2011 r. coś pękło. Wydarzenia z początku Arabskiej Wiosny pokazały, że społeczny bunt może przyczynić się do politycznych przemian – w połowie stycznia prezydent Tunezji Ben Ali, pod wpływem protestów, uciekł z kraju. Podobnie jak wielu Syryjczyków, 15-latkowie z położonego na południu kraju miasta Dara usłyszeli o tym w telewizji. Rozochoceni na murze swojej szkoły namalowali słowa: „Wolność. Chcemy upadku reżimu”, zainspirowani hasłami wykrzykiwanymi na ulicach Tunezji czy Egiptu, które usłyszeli w krążących po internecie nagraniach. Od siebie dodali: „Twoja kolej, doktorze” – bo Asad jest wykształconym w Londynie okulistą.
Tajna policja bardzo szybko wtrąciła chłopców do aresztu, gdzie poddano ich brutalnym torturom. Od początku rządów Asadów w podobny sposób zniknęło wielu rzeczywistych lub domniemanych wrogów reżimu – nie wszyscy opuścili mury więzień i aresztów. Artykuł wychwalający prezydencką parę zniknął z internetu dopiero po tym, jak ulice Dary zapełnili mieszkańcy domagający się wypuszczenia chłopców. Po tym, jak syryjskie tłumy zaczęły domagać się ukarania winnych tortur, następnie politycznych przemian, a z czasem odejścia przedstawicieli reżimu. Także po tym, jak do demonstrantów zaczęto strzelać.
„Widocznie »Vogue« przegapił trend – dyktatorzy nie są w modzie w tym sezonie” – skomentował błyskotliwie dziennik „The New York Times”.
To, co w rządzonej od 1970 r. przez klan Asadów Syrii było normą – czyli wszechobecna tajna policja, przepełnione rzeczywistymi lub domniemanymi przeciwnikami reżimu więzienia czy wymuszanie zeznań torturami – znalazło się poza zainteresowaniem autorki artykułu.
Widocznie dla brzydoty nie ma miejsca w magazynie o modzie.
Bóg dał mi ciebie
W marcu 2012 r., gdy brutalny konflikt coraz bardziej rozrywał Syrię, brytyjski „Guardian” informował, jakie utwory prezydent Syrii zakupił w sklepie iTune. Znaleźli się tam zarówno arabscy muzycy, jak i amerykański wokalista młodego pokolenia Chris Brown. W domu Asadów oglądano także Harry’go Pottera i czytano biografię milionera Steve’a Jobsa.
Na początku lutego Baszar przesłał żonie love song zatytułowany God Gave Me You w wykonaniu Blake’a Sheltona. W piosence, którą wybrał dla żony, amerykański wokalista śpiewa:
„Osoba, którą ostatnio jestem
Nie jest tym, kim chciałbym być
Lecz zostań przy mnie
Popatrz, jak sztorm przechodzi
Potrzebuję cię”
Przesłanie tego utworu żonie przez Baszara al-Asada zbiegło się w czasie z ofensywą sił syryjskich w Homs. Ogień artyleryjski doszczętnie zniszczył miasto, bombardowanie nie oszczędzało cywilów. Ranni – mężczyźni, kobiety, dzieci i starcy – umierali, nie mogąc wydostać się z oblężonego miasta. Znane są też przypadki osób, które zabrane stamtąd przez specjalnie przysłane do miasta karetki Syryjskiego Czerwonego Półksiężyca zniknęły bez wieści.
To tam, w oblężonej dzielnicy Baba Amr, zginęła także amerykańska korespondentka „The Sunday Times” Marie Colvin, która razem z syryjskimi i zagranicznymi dziennikarzami przebywała w centrum prasowym – prawdopodobnie atak celowo wymierzony został w osoby informujące świat o wydarzeniach w oblężonym mieście. Po wydostaniu się z Syrii, współpracownik Colvin, fotograf Paul Conroy, który dokumentował wcześniej liczne konflikty zbrojne, o wydarzeniach, których był świadkiem w Baba Amr, powiedział ze szpitalnego łóżka: „To nie jest wojna. To systematyczna rzeźnia, masakra”.
Czy jednak w słowach śpiewanej przez amerykańskiego muzyka country piosenki można upatrywać skruchy za rzeź dokonywaną na własnym narodzie?
Matka Asma
„Dziękujemy ci, matko Asmo” – mówi uroczy chłopczyk siedzący na łóżku, uśmiechając się nieśmiało do kamery. To już rok 2019, mija osiem lat od rozpoczęcia konfliktu. Chłopiec jest w rosyjskim szpitalu, do którego trafił dzięki zaangażowaniu pierwszej damy. Może przejść operację, na którą nie miałby szans w ogarniętej wojną Syrii. Nie wiemy, z jakiego miasta pochodzi, możemy jednak być pewni, że znajduje się ono w rękach al-Asada. Chłopiec nie musi więc wiedzieć o rosyjskich bombach spadających na domy jego rówieśników w innych miejscach kraju.
Sama Asma nosi dziś na głowie chustę. I nie jest to hidżab, choć pochodzi z sunnickiej rodziny. Ani jako panna al-Achras, ani jako prezydentowa al-Asad, nigdy nie zakrywała włosów. Na początku sierpnia ubiegłego roku ogłoszono, że u pierwszej damy zdiagnozowany został rak piersi.
Choć jej włosy przykrywa chusta, która wyraźnie uświadamia nam, że jej ciało niszczy rak i chemioterapia, na umieszczonych w internecie nagraniach, które pokazują ją, gdy odwiedza potrzebujących, można zobaczyć, że wciąż chodzi w wysokich szpilkach i nadal porusza się z tą samą gracją właściwą dla pierwszej damy.
„Jest zaangażowana w programy rozwojowe mające na celu poprawę warunków życia Syryjczyków” – napisano o niej na wychwalającej prezydenta stronie internetowej.
Rzeczniczka reżimu
Asma al-Asad jest jednak nie tylko piękną i silną kobietą, która dzielnie znosi swoją chorobę i z uśmiechem na ustach niesie pomoc ubogim i chorym. Prezydentowa zajmuje wyraźne stanowisko polityczne.
Jej zapał w obronie reżimu, na którego czele stoi jej mąż, nie słabł nawet, gdy blisko dwa lata temu świat obiegły zdjęcia i nagrania przedstawiające skutki zastosowania broni chemicznej w prowincji Idlib. Śmierć w wyniku zatrucia sarinem poniosło wtedy przynajmniej kilkanaścioro dzieci. O amerykańskich bombardowaniach, które nastąpiły w reakcji na tę zbrodnię, pierwsza dama napisała, że są nierozważne i świadczą o krótkowzroczności i wąskich horyzontach. W wywiadzie udzielonym dla rosyjskiej telewizji winą za krzywdę syryjskich dzieci obarczyła Zachód.
Pomysł pozbawienia Asmy al-Asad brytyjskiego obywatelstwa pojawił się nie po raz pierwszy. Jakiś czas temu proponował to liberalny polityk Tom Brake. Argumentował, że Wielka Brytania ma możliwość wywarcia wpływu na żonę dyktatora, występującą w roli jego rzeczniczki, mogąc postawić jej ultimatum: albo przestaniesz wspierać brutalny reżim, albo odbierzemy ci brytyjski paszport. Zastosowanie takiej sankcji byłoby możliwe, gdyby uznano, że Asma stanowi zagrożenie dla Wielkiej Brytanii albo, że jest ona zbrodniarką wojenną.
Z pewnością Brytyjczycy znacznie bardziej niż pani al-Asad obawiają się powracających z samozwańczego Państwa Islamskiego zindoktrynowanych nastolatek. A na pytanie, czy jest ona zbrodniarką, odpowie dopiero historia.