„Musimy się uczyć. Im wcześniej system pięciu pojemników do segregowania odpadów wejdzie w użycie, tym lepiej. Niezależnie od tego, w jakim stopniu w tej chwili jesteśmy do tego przygotowani” – mówi prof. Agnieszka Generowicz z Politechniki Krakowskiej. „Jeśli się postaramy, możemy odzyskać nawet 70 proc. produkowanych przez nas odpadów”– podkreśla w rozmowie z Holistic.news
MARCEL WANDAS: Chciałbym z panią porozmawiać o segregacji śmieci…
PROF. AGNIESZKA GENEROWICZ*: Segregacji odpadów!
A jaka jest różnica?
„Śmieci” to tak trochę potocznie, choć przyzwyczailiśmy się do tego słowa. Natomiast definicji „śmieci” nie mamy w przepisach. Gdy studenci mówią „śmieci”, to wyrzucam z dwóją. Drugim takim słowem jest „utylizacja” – bardzo modne, ale utylizacji tak naprawdę nie ma. Jest odzysk, recykling i unieszkodliwianie odpadów. Coraz bardziej tego przestrzegam.
Od teraz będę pytał więc tylko o odpady. Sporo jest osób, które twierdzą, że odpadów nie ma sensu segregować. Zna pani kogoś takiego?
Chyba nie. Nie wiem o nikim takim ani w gronie moich znajomych, ani moich studentów. Ciekawe jest to, że mnie jeszcze uczono segregacji. Moi studenci niczego takiego jednak nie pamiętają. Umieją to robić od zawsze. Więc chyba jest trochę tak, że segregację mają już we krwi. Pytam ich czasem też, dlaczego to robią. Dopiero od 2013 r. mamy obowiązek segregacji, a jeśli przestrzegamy jej zasad, płacimy mniej. Wcześniej robiliśmy to chyba hobbystycznie, z pobudek ekologicznych.
Zresztą do dziś to główny powód, dla którego zapytane przeze mnie osoby segregują odpady. W niektórych przypadkach jest to trochę bardziej uzależnione od opłaty. Studenci czasem twierdzą, że nie segregują, bo nie wymaga tego zarządca budynku. Często wśród mieszkańców jest to jedynie działanie deklaratywne. Twierdzą, że będą stosować się do jej zasad, a później porzucają ten zamiar.
Ale są też tacy, którzy twierdzą, że to bez sensu, bo wszystko i tak idzie „do jednego wora”.
Tak, ale są też tacy, którzy twierdzą, że segregacja powinna być obowiązkiem pracowników sortowni, bo za to im się płaci. Ważne jednak, by budować w ludziach odpowiedzialność za środowisko i za odpady, które przecież sami wyprodukowali. Całkiem niedawno był dzień bezfoliowej reklamówki. Nie byłoby ich w lasach i oceanach, gdybyśmy wcześniej postąpili odpowiedzialnie i wyrzucili ją tam, gdzie należy.
Niektórzy powiedzą, że przecież ta plastikowa butelka i tak nie nadaje się do ponownego użycia. Ma pani ripostę?
No cóż, nie podoba mi się, jak ktoś tak mówi. W końcu edukujemy ludzi, że segregujemy właśnie po to, by ten odpad przetworzyć. I naprawdę tak się dzieje! Nie ma prawnej opcji, by odpad lądował na składowisku w nieprzetworzonej formie. On może iść do recyklingu, jeśli jest na niego rynek, lub do spalenia, czyli odzyskujemy też energię. Mieszkaniec jest z kolei odpowiedzialny za to, czy będzie szansa na jego powtórne użycie.
Jeśli taką butelkę wrzucimy do pojemnika z odpadami zmieszanymi, to może się tam ubrudzić. Wtedy cena za nią będzie niższa lub nie będzie na nią rynku zbytu, a przez to szansa na jej recykling będzie mniejsza. Dlatego popieram zapisy nowego rozporządzenia o gospodarce odpadami. Segregujmy na pięć frakcji – wtedy łatwiej będzie przetwarzać.
Wspomniała pani o cenie i rynku zbytu. To znaczy, że odpadami się handluje?
Surowce surowcowe powinny trafiać do instalacji do segregacji odpadów. Z kolorowych pojemników i worków, jako frakcja czysta, trafiają do instalacji segregującej odpady czyste. Pozostała frakcja, która teraz będzie trafiać do niebieskiego pojemnika też trafia do sortowni, do sekcji segregującej odpady zmieszane. Z nich też wyjmujemy ok. 8-10 proc. frakcji surowcowej zdatnej do przetworzenia. Tak jest w Krakowie, i tak powinno to wyglądać. Potem trzeba te odpady doczyścić na tyle, na ile to możliwe, a następnie przekazać prywatnym firmom, które muszą to sprzedać.
Rynek surowcowy jest jednak trudny i zmienny. Czasem jest popyt na papier, innym razem na białą butelkę, jeszcze kiedy indziej na folię. Radzą sobie duże firmy, mniejsze mogą mieć kłopoty finansowe. Skupują to potem przedsiębiorstwa zajmujące się recyklingiem i przetwarzające ten surowiec – na przykład na polary, wypełnienia do kołder, wycieraczki czy łopaty do śniegu.
W takim razie najbardziej się opłaca przetwarzać te odpady, które są dokładnie wyczyszczone przed wyrzuceniem.
Czy się opłaca? To nie jest dobre słowo. Ekologia nie ma się opłacać. Jesteśmy odpowiedzialni za nasz odpad i jego przetworzenie. Koszty to drugorzędny element. Najważniejsza powinna być troska o nasze otoczenie i stosowanie w jak największym stopniu gospodarki obiegu zamkniętego, gdzie zużywamy tyle surowców, ile trzeba, a potem jak najwięcej z tego poddajemy przetworzeniu. Niestety trudno to osiągnąć, kiedy w reklamach radiowych słyszymy: „Kup więcej, kup więcej”. Z jednej strony mamy więc gospodarkę nastawioną na konsumpcję, a z drugiej – edukację i przepisy.
Wydaje mi się, że taki konsument może potem mieć dysonans poznawczy. Z jednej strony mówi mu się „kup więcej”, a z drugiej namawia do rozwagi i oszczędności. I chyba częściej słyszy jednak „kup więcej”.
To bardzo trudna sytuacja. Widzę to po kolejnych rocznikach studentów. Pytam, czy zwracają uwagę na oznaczenia przydatności opakowania do recyklingu, na przykład na paście do zębów. Na nie patrzy jednak niewiele osób. Większość chce mieć też nowsze, lepsze, droższe produkty, co również przyczynia się do powstawania coraz większej ilości odpadów.
Na Zachodzie są kraje, które już teraz starają się działać w systemie gospodarki obiegu zamkniętego. Tam jest coraz więcej punktów napraw, ponownego użycia, wymiany produktów, są wyprzedaże garażowe. Do nas to dopiero dociera, ale musimy edukować, że środowisko jest ważniejsze niż konsumpcja. Bardziej gospodarne jest starsze pokolenie, które zostawiało „na zapas”, bo się „jeszcze przyda”. A młode pokolenie chce żyć z rozmachem.
Wydaje się pani, że nie dotarła do nas jeszcze moda na slow life i zero waste, więc zachodnie firmy czują, że mogą na nas trochę więcej zarobić?
Niestety, to nie idzie w parze z ochroną środowiska. Konsumpcja jest bardzo ekspansywna. Może samo w sobie to nie jest złe, ale musimy nauczyć się to równoważyć, na przykład segregacją w pięciu pojemnikach. To będzie uczyło nas odpowiedzialnego wyrzucania odpadów.
Chciałbym wrócić do tych naszych odpadów. Ile procentowo można ich przetworzyć w ten sposób, by jakoś nam dalej służyły?
Odpadów stałego strumienia?
No dobrze, odpowiem na pytanie pytaniem. Co to są odpady stałego strumienia?
To wszystko, co wyrzucamy do pojemnika, a co powstaje w gospodarstwie domowym. Myślę, że mniej więcej 50 proc. tej masy to frakcja surowcowa. Czyli szkło, papier i plastik, które możemy przetworzyć.
Całkiem sporo.
Tak. Inna sprawa, ile z tego potem uda się sprzedać. Trzeba też wspomnieć o frakcji biodegradowalnej, o której też jest coraz głośniej. Ona również nadaje się do odzysku. Łącznie do wykorzystania może się więc nadawać ok. 70 proc. odpadów.
Frakcja organiczna może iść na kompost?
Do kompostowania nadają się tylko odpady pochodzenia roślinnego, w odróżnieniu od tych pochodzenia zwierzęcego. Jest w niej część organiki zielonej – zgrabione liście, skoszona trawa, gałęzie. To właśnie te odpady można potem przekazać instalacji do kompostowania.. Mamy taką w Krakowie.
W ten sposób dostajemy naturalny nawóz. Pozostaje jednak też część, brzydko mówiąc, organiki niezjedzonej. Będziemy ją zbierać do brązowego pojemnika i nie zrobimy z niej kompostu. Tam każdy może wrzucić cokolwiek. Przetwarzamy to potem w osobnej instalacji, by potem w formie stabilnej, bezpieczniejszej dla środowiska odwieźć na składowisko. Taki odpad nie oddaje biogazu, nie przyciąga robactwa i szczurów, nie daje odcieku.
Wierzy pani, że system pięciu pojemników sprawdzi się w Polsce? Byłem na wakacjach w Słowenii, gdzie właśnie tyle znalazłem ich pod zlewem. Powiem szczerze, że zgłupiałem.
Nie wiem, jak jest w Słowenii, ale cały zachód Europy segreguje w ten sposób od dawna. Nie siedziałabym więc w tej branży, gdybym w to nie wierzyła. Musimy się uczyć. Im wcześniej system pięciu pojemników do segregowania odpadów wejdzie do użycia, tym lepiej.
*dr hab. inż. Agnieszka Generowicz, prof. PK ukończyła studia wyższe na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej i jest tam zatrudniona na stanowisku profesora nadzwyczajnego w Katedrze Technologii Środowiskowych. W latach 2005 – 2012 pełniła funkcję prodziekana na Wydziale Inżynierii Środowiska Politechniki Krakowskiej. Na jej dorobek naukowy składa się około 200 oryginalnych naukowych prac twórczych i ok. 100 opracowań dla przemysłu z zakresu gospodarowania odpadami. Czynnie uczestniczy w podejmowaniu współpracy z przedsiębiorcami i jednostkami samorządu terytorialnego. Od trzech lat wspólnie z krakowskim MPO Sp. z o.o. podjęła działania dotyczące czyszczenia ulic i badań wpływu tych działań na zmiany środowiska naturalnego, w tym również poprawę jakości powietrza w Krakowie.