Po Kijowie krąży żart: „Przez lata głosowaliśmy na poważnych ludzi, a wszystko, co mamy, to kabaret. Dlaczego więc nie zagłosować na prawdziwego komika i zobaczyć, co się stanie?”. W przedwyborczych sondażach na Ukrainie największym poparciem cieszy się showman Wołodymyr Zełenski, który w tyle zostawia prezydenta Petra Poroszenkę i byłą premier Julię Tymoszenko
Majdan. Trzech oligarchów stoi na tarasie i pije szampana. Trwa rozmowa o władzy, polityce i zbliżających się wyborach. Niebieskie światło dodaje tajemniczości, a grająca w tle instrumentalna muzyka wprowadza atmosferę grozy i niepewności. Trwa ożywiona wymiana zdań.
„Panowie, czy nie macie tego dość? Wydajemy miliony, aby wypromować naszych kandydatów, a potem dwa razy tyle, aby pogrążyć konkurencję (…). Bądźmy między sobą uczciwi”.
„Jeśli ktoś mówi o uczciwości, to znaczy, że chce zedrzeć z ciebie ostatnia koszulę…”
„Do wyborów został tydzień. Ciężko pracowaliśmy, a nasi kandydaci idą niemal łeb w łeb. Teraz niech wygra najsilniejszy…”
„A po co mi to wszystko?”
„Po to, aby nam i sobie samemu udowodnić, kto tutaj rządzi”.
Tak zaczyna się serial komediowy „Sługa narodu”. To oni tak naprawdę rządzą Ukrainą – zdają się sugerować producenci – zakulisowo, nieoficjalnie, bezwzględnie. Serial traktuje o losach nauczyciela historii Wasilija Gołoborodki (gra go właśnie Wołodymyr Zełenski), który nieco przypadkowo został prezydentem Ukrainy.
„Wybierać nie ma kogo, zawsze z dwóch pederastów wybieramy mniejsze zło. Przez 25 lat nic się nie zmieniło! Gdybym został prezydentem, tobym wszystkim pokazał! Przywileje posłałbym na ch…! Zwykły nauczyciel żyłby jak prezydent, a prezydent jak nauczyciel” – mówi bohater serialu. Nowy prezydent stara się żyć, nie korzystając z prezydenckich przywilejów, unikając skandali i dzielnie stawiając czoła armii skorumpowanych biurokratów.
„Sługa narodu” to polityczna bajka. Pierwszy sezon serialu, który ujrzał świat w 2015 r., od razu stał się hitem. Już w marcu, czyli tuż przed wyborami, Ukraińcy obejrzą nowe odcinki.
Król sondaży
Według badania przeprowadzonego w połowie lutego 2019 r. przez Centrum Analityczne im. Ołeksandra Razumkowa, telewizyjny komik nadal utrzymuje prowadzenie w prezydenckim wyścigu. Może liczyć na 19 proc. poparcia. Walczący o reelekcję prezydent Petro Poroszenko zajął w sondażu drugie miejsce. Chce na niego głosować 16,8 proc. Na podium jest także była premier Julia Tymoszenko, która może liczyć na 13,8 proc. głosów. Pierwsza tura wyborów odbędzie się już pod koniec marca. Według analityków polskiego Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) „wysokie poparcie dla Zełenskiego wynika nie tylko z jego aktywności medialnej, ale także z braku zaufania Ukraińców do polityków i establishmentu oraz chęci oddania przez wyborców głosu na tzw. nowe twarze. Ponadto wyborców przyciąga to, że Zełenski odniósł sukces zawodowy oraz finansowy i nie jest uwikłany w skandale obyczajowe lub korupcyjne”.
„Nowa twarz w polityce”, „uczciwy”, „niezależny” – według badań socjologów i politologów Zełenski ma dużo cech, które podobają się Ukraińcom. Wielu przekonuje również to, że jest zwolennikiem demokracji bezpośredniej, a część chce na niego oddać głos… na złość politykom, którzy ich zawiedli. Pochodzenie spoza politycznej elity jest jego wielkim atutem. Zaufanie do państwa i urzędników na Ukrainie drastycznie zmalało. Głos oddany na Zełeńskiego będzie więc wyrazem wotum nieufności wobec całej klasy politycznej.
41-letni showman pochodzi z Krzywego Rogu, liczącego ponad 600 tys. przemysłowego miasta na południu Ukrainy. Karierę artystyczną rozpoczął już w szkole średniej. Przełomem stały się jednak występy w programie KWN („Klub Wesołych i Bystrych”), który zrzesza satyryków z krajów byłego ZSRR. Pomógł mu kabaretowy talent i nos do biznesu. Zełenski szybko piął się do góry i cieszył się coraz większą popularnością zarówno na Ukrainie, jak i w Rosji oraz na Białorusi. Zarabiał miliony dolarów rocznie, a w złoto zamieniał wszystko, czego się dotknął. Tak było z założonym przez niego zespołem komików „Kwartał 95”, z którym wyprodukował dziesiątki filmów, seriali komediowych i programów telewizyjnych. Były one produkowane przy współpracy z kanałem „1+1”, należącym do jednego z najbogatszych obywateli Ukrainy – oligarchy Ihora Kołomojskiego.
Zełenski potrafił parodiować zarówno przedstawicieli ukraińskiej wierchuszki, jak i zabawić widownię nieco mniej wybrednym żartem. „Jeśli chodzi o zagraniczne pożyczki, to Ukraina przypomina niemiecką aktorkę filmów dla dorosłych – jest gotowa zaakceptować z dowolnej strony dowolną ilość razy” – żartował rubasznie o sytuacji ekonomicznej kraju. Publika śmiała się razem z nim.
Komik wchodzi do wielkiej gry
W sylwestra 2018 r. Zełenski zażartował na poważnie i zapowiedział start w wyborach prezydenckich. Zaapelował również do Ukraińców, aby wspólnie z nim zatroszczyli się o ojczyznę. „Wierzę, że mogę zmienić państwo tylko z Tobą. Nie stój z boku. Przyłączaj się do mojej ekipy. Nieważna jest płeć, religia, wykształcenie czy język, którym się posługujesz. Ważne, że nigdy nie byłeś w polityce” – oświadczył w opublikowanym na Facebooku apelu, cytowanym przez PAP.
Zdaniem analityków OSW Zełenski w swoich postulatach odwołuje się do tzw. zwykłych ludzi – zmęczonych konfliktem na Donbasie, korupcją i nieudolnymi reformami. Zełenski nie zapomina też o mieszkańcach wschodniej i południowej Ukrainy. Sam na co dzień posługuje się językiem rosyjskim i chce zakończyć konflikt z Moskwą. „Pytany o stosunki z Rosją, otwarcie potępia aneksję Krymu i wojnę w Donbasie, jednocześnie jednak za najlepszą receptę na szybkie zakończenie wojny na wschodzie uważa kompromis z Putinem zawarty podczas bezpośredniej rozmowy” – podkreślają analitycy OSW.
Rysą na wizerunku Zełenskiego są jego bliskie kontakty z jednym z potężniejszych ukraińskich finansowych magnatów – Ihorem Kołomojskim.
„(Kołomojski – red.) jest głównym oponentem Petra Poroszenki i dąży do rewanżu za utracone wpływy, wspierając głównych kontrkandydatów urzędującego prezydenta, czyli Tymoszenko i właśnie Zełenskiego. Oligarcha zakłada, że dobry wynik Zełenskiego w wyborach prezydenckich pozwoli mu wprowadzić, w wyniku wyborów parlamentarnych w październiku, liczną grupę deputowanych do Rady Najwyższej i rozszerzyć wpływy w kraju” – czytamy w raporcie OSW.
Komicy idą po władzę
Sytuacja na Ukrainie wpisuje się w ogólnoświatowe trendy. Zarówno za oceanem (m.in. USA, Brazylia, Gwatemala), jak i w Europie (m.in. Włochy, Grecja) do władzy coraz częściej dochodzą populiści. Jak wylicza dziennik „The Guardian”, w ciągu ostatnich dwóch dekad partie populistyczne potroiły swoje poparcie na Starym Kontynencie. Populiści mają ludzi na rządowych stanowiskach w aż 11 krajach Europy, a to wystarczy, by wstrząsnąć dotychczasowym politycznym porządkiem. Niekiedy ton debacie publicznej nadają… zawodowi komicy. Przykładem może być Marjan Sarec, który został wybrany na premiera Słowenii. Polityk jeszcze niedawno występował w kabarecie, a sławę i popularność zdobył, parodiując w radiu przedstawicieli władzy.
Komicy w polityce mogą pozwolić sobie na dużo więcej. Humor jest zazwyczaj pozytywnie odbierany przez widzów, uspokaja i – przynajmniej na chwilę – przywraca normalność. Satyrycy mają tu naturalną przewagę nad innymi politykami, która odróżnia ich od „starych” i często skorumpowanych, a niekiedy znienawidzonych przez społeczeństwo elit. Jest to szczególnie ważne w czasach globalnych zmian, gospodarczych perturbacji i narastającej niepewności.
Takie podejście do polityki sprawiło, że Jon Gnarr, aktor i komik, stał się popularny po kryzysie finansowym Islandii w 2008 r. W listopadzie 2009 r. Gnarr założył Najlepszą Partię. Ugrupowanie zaręczało m.in., że nie dotrzyma ani jednej wyborczej obietnicy. Była to zręczna drwina z napuszonych partyjnych frazesów i wyborczej kiełbasy, którą politycy regularnie karmili społeczeństwo.
„Darmowe ręczniki na basenach!”, „Niedźwiedź polarny w zoo”, „Parlament bez narkotyków do 2020 r.!” – zachęcał Gnarr do głosowania na jego ugrupowanie. Ludzie się śmiali, a ugrupowanie rosło w siłę, umacniając pozycję w sondażach. Żartom towarzyszyły ostre ataki na polityków i elity. „Trzeba porządnie posprzątać na wiosnę. Niech głupcy sobie pójdą” – mówił lider Najlepszej Partii. Strategia przyniosła pożądany skutek, a ugrupowanie wygrało wybory komunalne w stolicy Islandii, zdobywając niemal 35 proc. głosów. Gnarr został burmistrzem. Podobną strategię wykorzystał też Hayk Marutian, znany ormiański komik, który w 2018 r. został prezydentem stolicy Armenii Erewania. W kampanii podkreślał nie tylko potrzebę poprawy infrastruktury, ale także… zaprojektowania pokazu świetlnego w starożytnej miejskiej fortecy.
Politycy z Twittera
Popularności populistów sprzyja dynamiczny rozwój mediów społecznościowych (m.in. Twittera, Facebooka, Instagrama), dzięki którym szybko można dotrzeć do wyborcy. Przykładem skutecznego wykorzystania mediów społecznościowych może być kampania Donalda Trumpa. Biznesmenowi (z przeszłością w show-biznesie) w zwycięstwie pomogły, często skandaliczne, wypowiedzi na Twitterze, w których bezpardonowo atakował celebrytów i rywali politycznych. Z potęgi internetu potrafił skorzystać też włoski komik i polityk Beppe Grillo. Lider ugrupowania Ruch Pięciu Gwiazd założył bloga, który przyniósł mu rozgłos m.in. z powodu trafnych ekonomicznych prognoz (np. upadek koncernu Parmalat w 2003 r.) oraz bezpardonowej (i często dowcipnej) krytyki rządzących. To była jego przepustka do wielkiej polityki. Internet i media społecznościowe to narzędzia wręcz stworzone dla komików. Promują krótkie, wyraziste żarty (memy, krótkie skecze czy filmiki), które można wykorzystać w walce o władzę. Błazenada i humor skutecznie potrafią przykryć brak politycznego obycia.
„Źródłem popularności Zełenskiego jest także to, że nie należy do establishmentu i prowadzi niekonwencjonalną kampanię wyborczą” – zauważył Tadeusz Iwański, analityk Centrum Studiów Wschodnich. „Zełenski komunikuje się z wyborcami za pomocą mediów społecznościowych, a serial telewizyjny i pokazy kabaretowe, w których jest gwiazdą, są na Ukrainie bardzo popularne” – dodał.
Wyborcy są gotowi oddać głos na politycznego outsidera, jeśli są przekonani, że klasa polityczna jest oderwana od realnych problemów społecznych i zajmuje się wyłącznie własnymi sprawami. W obliczu „pewnej straty”, jaką byłoby głosowanie na stare elity, wyborcy częściej są skłonni do podjęcia ryzyka i głosowania na „nową osobę” – spoza politycznego systemu.
Grzechy caudillo
Polityczni outsiderzy (lub osoby się na takie kreujące) bardzo często okazują się złymi liderami i niejednokrotnie powielają błędy, za które sami krytykowali swoich poprzedników. Brakuje im też zwykle pragmatyzmu, doświadczenia oraz silnego politycznego zaplecza. A jest to coś, czego zwykle nie można nadrobić miną czy poczuciem humoru.
Tak było w przypadku Jimmiego Moralesa, byłego komika telewizyjnego z Gwatemali. Mało kto brał go na serio, gdy w 2015 r. wystartował w wyścigu o najwyższy urząd w państwie. Zwyciężył, atakując korupcję i elity, prezentując siebie jako niezłomnego obrońcę tradycyjnych wartości – na czele z zakazem aborcji i kary śmierci. Na każdym kroku podkreślał rolę Boga i religii. „To typowy prawicowy populista w stylu Trumpa. Podczas kampanii akcentował, że nie jest związany ze środowiskami wojskowymi czy biznesowymi, co oczywiście okazało się nieprawdą, bo jako gwiazda telewizyjna był tychże elit członkiem” – zwrócił uwagę Rafał Rykowski, dziennikarz TVN24, znawca problematyki latynoamerykańskiej.
Udana kampania wyborcza Moralesa była prowadzona pod hasłem: Ni corrupto, ni ladrón – „ani skorumpowany, ani złodziej”, co już samo w sobie stanowi opis miejscowej kultury politycznej. „Przyczyną triumfu byłego komika telewizyjnego była kompromitacja miejscowej klasy politycznej. Jego poprzednik gen. Otto Pérez Molina był zamieszany w potężny skandal korupcyjny, co skończyło się ustąpieniem ze stanowiska. Jeszcze wcześniejszy prezydent, centrolewicowy Álvaro Colom, próbował przeprowadzić reformy społeczne w brazylijskim stylu, inspirując się prezydentem Lulą da Silvą. Skończyło się to porażką, a on sam został oskarżony o korupcję i klientelizm” – podkreśla Rykowski.
Na tle skorumpowanej konkurencji łatwo błyszczeć. Zełenski (podobnie jak Morales) ma pod tym względem ułatwione zadanie. Jak ostrzega były prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski, problemy zaczną się wraz z objęciem urzędu. „Zełenski nie jest pierwszym ani ostatnim komikiem, który zajął się polityką (…). Bycie prezydentem bez politycznego doświadczenia jest przerażające. Nie tylko dla kraju, ale także dla samej osoby, która musi stworzyć wokół siebie silne środowisko, a jest to coś, czego nigdy nie robiła. Ja np. nigdy nie byłem astronautą. I jakby powiedziano mi, że jutro polecę na księżyc, to jako realista, odmówiłbym” – podkreślił były prezydent.
Zełenski rezygnować nie zamierza i nawet jeśli przegra walkę o prezydenturę, to i tak zapisze się w historii demokracji. Jego kampania prezydencka to absolutny majstersztyk. Zełenski najpierw stworzył postać idealnego prezydenta, a potem obiecał, że może się nim stać. Wystarczy, że Ukraińcy na niego zagłosują. O tym, czy tak się stanie, przekonamy się już 31 marca.